Książka jest wydarzeniem, bo Konwicki miał już nie publikować. Kaniecki skorzystał z czasu, kiedy mistrz ma zwyczaj spacerować, oglądać zmianę warty przed Pomnikiem Nieznanego Żołnierza oraz liczyć samoloty przelatujące nad Warszawą. To chyba działanie magiczne, rodzaj wehikułu czasu, który przenosi go w lata 30., kiedy jako nastolatek w Kolonii Wileńskiej wyglądał samolotu lecącego z Warszawy do Rygi. A po nocach śniło mu się, że spada i leży roztrzaskany nad Wilią.
Wspomnieniom towarzyszy refleksja o starości. Pisarz gani kokieterię pięknie wyglądających żelaznych ptaków, kuszących go do lotu. Wymachując pięścią w stronę nieba zarzeka się, że nigdzie nie poleci, bo ledwo żyje. Wykrzykuje „Mnie już nie dostaną!".
Sztuka odchodzenia
Często żartuje ze swojego wieku. Leczy się u Ireny Dziewońskiej, żony Dudka — pediatry, bo pediatria podobna jest do geriatrii! Wstydzi się starości, gdyż bywa w złym guście. Zachowania Amerykanów, którzy do końca prezentują młodzieńczy entuzjazm, uważa za żałosne. Idealnym opisem odchodzenia jest dla niego dziennik Sandora Maraia.
Kanieckiemu udało się pokazać podszewkę prozy Konwickiego i ujawnić zawoalowane podobieństwa bohaterów książek do znajomych pisarza. Jednym z bohaterów „Czytadła" jest Stanisław Dygat, od którego przejął wątek miłosny — z „Podróży". Na kartach „Rzeki podziemnej, podziemnych ptaków" występuje Mieczysław Piotrowski, zaś w „Senniku współczesnym" – Józef Car. Kanwą przewrotnie antymartyrologicznego opowiadania „Kilka dni wojny, o której nie wiadomo, czy była" jest historia Jana Brzechwy: pomimo żydowskiego pochodzenia paradował po okupacyjnej Warszawie i jeszcze wyciągnął z aresztu gojkę - przyszłą żonę.
Napisanie „Małej Apokalipsy" sprowokował Jacek Kuroń, krytykując publicznie „Kompleks polski". W „Apokalipsie" oraz „Wschodach i zachodach księżyca" znajdziemy echo rozmów z Kazimierzem Moczarskim, który jest ulubionym bohaterem Konwickiego i wzorem patriotyzmu, bo nigdy nie uskarżał się na dramatyczny los. Aluzyjnie, przywołuje ludowe powiedzenie: krowa, która dużo ryczy — daje mało mleka.