Fragment tekstu z archiwum rp.pl
Giuseppe Tomasi di Lampedusa, baron Montechiaro, książę Palmy i Lampedusy, był ostatnim przedstawicielem zubożałego arystokratycznego rodu z Sycylii. Z wydanej w 2009 roku biografii brytyjskiego autora Davida Gilmoura „Ostatni Lampart" wyłania się postać wiodąca życie przeciętne i w sumie monotonne.
Lampedusa urodził się w 1896 roku, był chorobliwie nieśmiały i wstydliwy, przez lata zdominowany przez matkę. Unikał konfliktów, na przyjęciach nie bywał, często pozostawiał u rozmówców wrażenie niezbyt wykształconego milczka. Otwierał się wśród znajomych – niezwykle oczytany (znał biegle kilka języków), miał analityczny umysł i świetnie orientował się w historii, co pozwalało mu wygłaszać kontrowersyjne nieraz opinie. Zaś nieco zjadliwe poczucie humoru i brak rewerencji dla własnego kraju sprawiały, że uważano go nieraz za wroga Włoch, szczególnie zaś Sycylii. Ale na tę postawę Lampedusy wpłynęło przekonanie o wielkiej przegranej jego rodziny i, ogólnie, całej sycylijskiej arystokracji, którą wypierać zaczęli nuworysze.
„Lampart" był rozliczeniem z latami Risorgimento, czyli okresem jednoczenia włoskich państewek w drugiej połowie XIX wieku. Proces przebiegał długo i żmudnie, na Sycylii – wyjątkowo opornie. W powieści jej bohater Don Fabrizio, arystokrata, dla którego wzorem był pradziadek autora Giulio, mówi: „Sycylijczycy nigdy nie będą chcieli się zmienić z tej prostej przyczyny, że uważają się za doskonałych". Słowa te bardzo ubodły ówczesnych recenzentów. Posuwali się nawet do zarzutów, iż Lampedusa w ogóle nie zna historii Sycylii. Opowieść o odejściu Don Fabrizia, mówi przede wszystkim o śmierci dawnych wartości. Paradoksalnie, to książka bardzo współczesna i uniwersalna, choć zarzucano jej tendencyjność i osadzenie w historii. Lampedusa pisze o ludzkich problemach, załamaniach, próbach naprawy – przekazuje obserwacje i własne doświadczenia.
Nie doczekał jej publikacji, zmarł w lipcu 1957 roku, zaledwie sześćdziesięcioletni. „Lampart" ukazał się rok później nakładem Feltrinellego. We wcześniejszej publikacji przeszkodził Elio Vittorini, wpływowy krytyk i, jak autor, Sycylijczyk, który uznał tekst za „pozbawiony jedności". Elena Croce, agentka literacka i szwagierka Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, manuskrypt powieści przetrzymała nieczytany przez kilka miesięcy... Na literackiej wielkości i znaczeniu „Lamparta" poznali się najszybciej zagraniczni krytycy – bronił go i wychwalał Louis Aragon, cmokali nad nim Anglicy, pierwsze wydanie amerykańskie miało sześć dodruków. Włochów było trudniej przekonać, zbyt ich bolała krytyka Lampedusy, choć dziś zaliczają jego jedyną powieść do kanonu.