20 lat temu, 9 października 1992 roku, zmarł Jędrzej Giertych - polityk,dyplomata, publicysta (ur. w 1903 roku). Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Wystarczy, że ktoś ma inne poglądy, aby przedstawiać go jako wcielenie wszelkiej podłości i zła. Proszę mi więc wybaczyć, że zrobię coś tak sprzecznego z polskim duchem i napiszę dobrze o człowieku, z którego przekonaniami się nie zgadzam.
Endecję uważam bowiem za formację, która wyrządziła Polsce wielkie szkody. A myśl polityczna, którą lansował Jędrzej Giertych (1903 – 1992) na emigracji, moim zdaniem, graniczy wręcz z aberracją. A mimo to chylę czoła przed Giertychem jako człowiekiem. Patriotą, znakomitym oficerem, żołnierzem o niezwykłej osobistej odwadze.
Zdania tego nie podzielali zapewne komendanci oflagów, w których Giertych był więziony (dostał się do niewoli w 1939 roku na Helu). Zamiast spokojnie siedzieć za drutami, cały czas wydłubywał cegły z murów, spuszczał się z okien na sznurach z prześcieradeł, drążył podkopy i przeciskał przez okna wagonów. Jak wynika z wydanych niedawno w Polsce wspomnień Giertycha, jego umysł nastawiony był na jeden cel: ucieczkę. Próbował jej sześć razy. I sześć razy oddziały pościgowe Wehrmachtu uganiały się za nim po lasach i dworcach okupowanej Europy.
Giertych nie tracił rezonu, nawet gdy został złapany. A gdy żandarmi ośmielili się podnieść na niego głos, od razu i ich osadził: „Sehr interessant! Ciekaw jestem, czy tym samym tonem mówi policja angielska do niemieckiego oficera marynarki usiłującego uciec z niewoli angielskiej!”.