Reklama

Życie lepsze niż powieść

Salman Rushdie ma sporo szczęścia. Raz, że w ogóle jeszcze żyje. Dwa, że każda bomba odpalona przez islamskiego terrorystę podsyci zainteresowanie jego książkami

Publikacja: 14.10.2012 16:00

Życie lepsze niż powieść

Foto: AFP, Johannes Eisele Johannes Eisele

Przez ostatnie ćwierć wieku Salman Rushdie udowadniał, że z fatwą na karku nie tylko da się żyć, ale także całkiem nieźle pomaga ona w zrobieniu międzynarodowej kariery. Przed rokiem 1989 pisarz – owszem – był uznawany za literacki talent, jego „Dzieci północy" dostały w 1981 r. Nagrodę Bookera, ale tak po prawdzie poza Wyspami jego poczytność była mocno umiarkowana.

A tu proszę, jedno magiczne słowo Chomeiniego – „fatwa" – i notowania Rushdie'ego wzniosły się w tempie rakiety kosmicznej, kolejne książki sprzedały się zanim jeszcze je napisał, jego nazwisko potrafił wyrecytować każdy od Murmańska po Cape Town, a on sam przeżył względnie bezpiecznie przez kolejne dekady.

No, może z tym ostatnim to nie do końca prawda. Gdzieś pod koniec lat 90. władze irańskie zgodziły się wstrzymać egzekucję, ale w ostatnich dniach sprawa na nowo nabrała impetu. Najpierw tego lata w Iranie zapowiedziano stworzenie gry komputerowej „Niespokojne życie Salmana Rushdie'ego" – nie wiadomo, jak będzie wyglądać, ale raczej należy spodziewać się czegoś z gatunku FPS, a nie sielskiej przygodówki. Niespełna miesiąc temu natomiast niezależna irańska organizacja dołożyła do ceny za głowę pisarza kolejne pół miliona dolarów. Czy Rushdie może spać spokojnie? Pewnie nie, ale czytając wydaną właśnie autobiografię, można śmiało założyć, że zamiast się bać, właśnie w tej chwili z przymrużeniem oka przelicza całe to zamieszanie na marketingowe zyski, które może ono przynieść.

Nie znaczy to oczywiście, żeby Rushdie się nie bał. Bał się jak diabli, i to przez wiele lat. Bał się wychodzić na ulicę i wracać do domu. Bał się pokazywać w telewizji i na premierach swoich książek. Od strachu właśnie rozpoczyna się też ta książka. „»Co to za uczucie – spytała – dowiedzieć się, że został pan skazany na śmierć przez ajatollaha Chomeiniego?«. Był wtorek, słoneczny dzień w Londynie, lecz jej pytanie przysłoniło światło. »Nie jest przyjemne« – odpowiedział, nie wiedząc tak naprawdę, co mówi. A pomyślał sobie: »Już nie żyję«. Zastanawiał się, ile zostało mu dni, i doszedł do wniosku, że jest to liczba jednocyfrowa. Odłożył słuchawkę i zbiegł po schodach. Okna w salonie miały drewniane okiennice i w niedorzecznym odruchu pozamykał je i zaryglował. Potem zamknął na klucz drzwi wejściowe".

Strach jednak w końcu zamienił się w depresję, ta zaś ustąpiła pola ironii. Tym bardziej pogodnej, im dłużej, mimo wyroku, żył. I tym bardziej cynicznej, im większym stawał się celebrytą. Tę autobiografię stworzył już pełnokrwisty cynik, w dodatku piszący znacznie lepiej niż w czasach „Szatańskich wersetów".

Reklama
Reklama

Już sam tytuł książki pokazuje, jak dużego dystansu nabrał przez lata Rushdie i do samego siebie, i do całego zamieszania. Joseph Anton – gra imionami Conrada i Czechowa – był pseudonimem pisarza, wykreowanym ze względów bezpieczeństwa. Swoją autobiografię pisze więc Rushdie jak biografię swojego alter ego – w trzeciej osobie, patrząc z boku, nie do końca odsłaniając, co dzieje się w głowie bohatera. Literacko to świetny zabieg, bo pisarz unika w ten sposób szermowania dramatyzmem i patosem, skupiając się po prostu na opowiedzeniu arcyciekawej, bądź co bądź, historii.

Fatwa i życie z fatwą są oczywiście jej główną osią, ale przecież nie jedyną. Mamy tu i wycieczki do dzieciństwa w Bombaju, z czym wiąże się barwny portret przeciętnej hinduskiej rodziny. Mamy edukację śniadoskórego chłopaka w angielskich szkołach, co przynosi z kolei garść ciętych komentarzy na temat może nie rasizmu, ale nieustannej konfrontacji swój – obcy. Są wreszcie i obrazki obyczajowe z życia gwiazdy światowej literatury, w których nie brak alkoholu, kobiet, polityki i celebryckiego blichtru. A wszystko to żywe, dynamiczne, skrzące humorem i opowiedziane – prawdę mówiąc – z większą swadą niż którakolwiek z wcześniejszych powieści pisarza.

I to jest właśnie w tym wszystkim najzabawniejsze – w przypadku Rushdie'ego prawdziwe życie stworzyło naprawdę lepszą historię, niż była w stanie wykreować kiedykolwiek jego wyobraźnia. Ciekawe jaka będzie jego puenta.

Salman Rushdie


Reklama
Reklama
Literatura
Tajemnica tajemnic współpracy Soni Dragi z Danem Brownem i „Kodu da Vinci" w Polsce
Literatura
Musk, padlinożercy i pariasi. Wykład noblowski Krasznahorkaia o nadziei i buncie
Literatura
„Męska rzecz", czyli książkowy hit nie tylko dla facetów i twardzieli
Literatura
Azja w polskich księgarniach: boom, stereotypy i „comfort books”
Materiał Promocyjny
Jak producent okien dachowych wpisał się w polską gospodarkę
Literatura
Wojciech Gunia: „Im więcej racjonalności, tym głębszy cień”
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama