11 sierpnia minął rok od śmierci lubelskiego poety i barda. Przegrał walkę z chorobą nowotworową mając 36 lat.
Autorka filmu, Grażyna Stankiewicz, towarzyszyła mu z kamerą od czerwca do grudnia 2011 roku. Marcin Różycki, już mocno chory, opowiada o najważniejszych sprawach w swoim życiu: miłości do babci, swojej żony, muzyce. Nigdy nie ukończył żadnej szkoły muzycznej, wszystkiego nauczył się sam. Nic w jego życiu nie było proste i oczywiste.
Wychowywany był przez dziadków. Babcię określa jako kobietę życia, która otwierała mu drzwi w środku nocy, jak wracał po imprezie i tańczyła z nim, gdy ją o to poprosił. I to jej bez wahania oddał swoją pierwszą nagrodę za śpiewanie – równowartość jej trzech emerytur. Otrzymał ją za wygranie ogólnopolskiego festiwalu poezji śpiewanej w Radzyniu Podlaskim w 1997 roku. Jak wspomina, swoim kumplom powiedział wtedy: - Panowie, mam sposób na zarabianie pieniędzy. Będę teraz jeździł na festiwale i je wygrywał.
I tak było. W tym samym, 1997 roku, został laureatem pierwszej nagrody na Festiwalu Piosenki Autorskiej w Oleśnie, trzeciej nagrody na XXXIV Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie i nagrody specjalnej im. Wojciecha Bellona dla najlepszego autora tekstu.
Związał się z Lubelską Federacją Bardów, z którą nagrał trzy płyty: „Na żywo w Hadesie", „Miłość mi wszystko wyjaśniła", „Lubelska Federacja Bardów - Kazimierzowi Grześkowiakowi". Debiutancką płytę "Erotyk zza kiosku" wydał w 2010 roku. Pisał wiersze. Uwodził swoim chropawym głosem. Kobietom podobały się jego „oczy, co wchodzą w człowieka" – jak mówi jedna z nich w filmie. Małgorzata Przegalińska – Opowiada, że zaprzyjaźniła się z nim od chwili, gdy przechodząc przez podwórko poprosił o 2 złote na tanie wino. Ale jeden ze znajomych Różyckiego komentuje bezlitośnie jego liczne znajomości z przedstawicielkami płci pięknej: - Współczuję tym kobietom.