6.
Dan Brown w „Inferno" (Sonia Draga) w twórczy, przyznajmy, sposób przetwarza informacje pozyskane w najróżniejszych bedekerach, ot choćby po Wenecji: „Konie świętego Marka. Cztery bezcenne rumaki, spinające się, jakby miały zamiar zeskoczyć na ziemię podobnie jak inne liczne weneckie zabytki, zostały zrabowane z Konstantynopola podczas jednej z krucjat. Kolejny łup można było zobaczyć nieco niżej, w południowo-zachodnim narożniku świątyni – mowa o wykutej z purpurowego porfiru rzeźbie znanej jako Grupa tetrarchów. Dzieło to znane jest z tego, że jednej z postaci brakuje stopy, którą odłupano podczas plądrowania Konstantynopola w 13. stuleciu. Dziwnym zbiegiem okoliczności w latach 60. XX wieku odnaleziono ją podczas wykopalisk prowadzonych w Stambule. Władze Wenecji natychmiast poprosiły o jej wydanie, na co Turcy odpowiedzieli zwięźle: »Ukradliście rzeźbę, ale stopa jest nasza«".
7.
Michał Majewski i Paweł Reszka przeprowadzili serię rozmów z Aleksandrem Makowskim, chyba najbardziej znanym żyjącym polskim szpiegiem, który wcześniej dał się poznać czytelnikom jego książki „Tropiąc Bin Ladena". Teraz otrzymaliśmy dopełnienie tamtego tytułu. „Zawód: szpieg" (Czarna Owca) – rzecz smakowita.
8.
Oto opis decydujących dni w życiu jednego z bohaterów nowej powieści Pawła Huelle „Śpiewaj ogrody" (Znak): „Czuł, że umrze. W kaszubskiej wsi Żukowo, gdzie rzucono ich ze stu na klepisko stodoły, dostał wysokiej gorączki, chyba miał odmrożone palce prawej stopy. Wprawdzie oberscharführer Bratke, który prowadził marsz, zezwolił miejscowym kobietom przynieść im gotowanych ziemniaków, ale wypadło po dwa na więźnia. Nie było czym popić, a on nie odczuwał już głodu. Został w stodole. Nie wiedział, jak to się stało, że nie zauważono go w tamtym kącie i nie strzelono przepisowo w tył głowy. Może któryś z więźniów przykrył go resztką słomy. A może wachman uznał go za martwego. Kobiety przeniosły go na pięterko opustoszałej stajni, podały zioła na gorączkę, opatrzyły stopę. Przyniosły tłuczone ziemniaki, herbatę z liści mięty, suszone jabłka. Długo musiał dobrzeć. Kiedy Rosjanie weszli do wsi, wołając na każdym kroku – »Giermańca niet?!«, i od niechcenia kontrolowali niektóre gospodarstwa, nikt go nie wydał.
Wreszcie ruszył w kierunku Gdańska. Szedł nocą, żeby nie natknąć się na oddział wojska. O świcie w Rębiechowie był już tak wyczerpany, że przysiadł na skraju drogi, wspierając się na zwalonym pniu, i usnął. Takim go znalazł rosyjski patrol. Wyciągnął z kieszeni swój obozowy, odpruty numer i powiedział tylko – Stutthof, lager.
– Poljak? Ruskij? Jewriej? – dopytywał oficer. – Giermaniec – odpowiedział". Z Rosji nie powrócił.
9.
„Wołanie kukułki" Roberta Galbraitha (naprawdę J.K. Rowling) zaczyna się od mocnego uderzenia: „Namiot wypełnił się chłodnym światłem. Dwaj mężczyźni kucnęli przy zwłokach, gotowi włożyć je wreszcie do plastikowego worka. Z głowy wyciekło na śnieg trochę krwi. Twarz była roztrzaskana i opuchnięta, jedno oko zamieniło się w szparkę, a drugie w skrawek zmatowiałej bieli między nabrzmiałymi powiekami. Cekiny połyskujące na bluzce denatki w subtelnie zmieniającym się świetle stwarzały nieprzyjemne wrażenie ruchu, jakby znów oddychała albo napinała mięśnie, szykując się do wstania. Odgłosy śniegu padającego na płócienny dach namiotu przypominały uderzenia opuszków palców.