Rozczarowanie

Dorota Masłowska była już pisarką, piosenkarką, a właśnie została wiedźmą. Ta nadaktywność nie wychodzi jej jednak na dobre. Z pisaniem dla dzieci powinna może dać sobie spokój? „Jak zostałam wiedźmą”, zamiast czarować, rozczarowuje.

Publikacja: 07.06.2014 01:56

„Jak zostałam wiedźmą. Opowieść autobiograficzna dla dzieci i dorosłych” Dorota Masłowska, Wydawnict

„Jak zostałam wiedźmą. Opowieść autobiograficzna dla dzieci i dorosłych” Dorota Masłowska, Wydawnictwo Literackie, 2014

Foto: Plus Minus

Red

Pisanie o autorce „Pawia królowej" obarczone jest pewnym ryzykiem – bardzo łatwo zostać przypisanym do jednego ze stronnictw, które od debiutu pisarki toczą ze sobą spór o jakość tej literatury. Sytuację komplikuje fakt, że sojusze ewoluują, zależnie od tego, jak oceniana jest Masłowska pod względem światopoglądowym. Była więc najpierw bohaterką postępowców, by później – gdy zaczęła mówić o Bogu i krwi płynącej pod warszawskimi chodnikami – zostać przygarniętą przez zwolenników tradycji. Szkoda tylko, że na samą literaturę miejsca  jakby coraz mniej.

Szum informacyjny towarzyszący kolejnym działaniom artystycznym Masłowskiej nie sprzyja oczywiście wyważonej ocenie jej dokonań, zwłaszcza że związana z wydaniem jej najnowszej książki machina promocyjna właśnie ruszyła na całego. A Wydawnictwo Literackie już przy okazji „Kronosa" Gombrowicza udowodniło, że i z pustego balonu potrafi wydobyć potężny huk. Wiele wskazuje na to, że i tym razem do tego dojdzie – w serii filmików promocyjnych funkcjonujących jako „Masłowska znowu czaruje" naoglądać się można do woli samej pisarki, efektownie podmalowanej na czarno, czytającej fragmenty „Jak zostałam wiedźmą" z zupełnie niewiedźmowatym uśmiechem.

Chwalą, chwalą

Jako że utwór Masłowskiej to rzecz pisana z myślą o scenie, przy okazji nasłuchamy się wygłaszanych na wysokich rejestrach opinii osób zaangażowanych w przedstawienie wystawiane od niedawna w Teatrze Studio – o „poetyckich, a jednocześnie bardzo współczesnych strachach", „bardzo zwartej strukturze rytmicznej" (Agnieszka Glińska, reżyserka spektaklu) czy „znakomitym języku [...] błyskotliwych spostrzeżeniach na temat świata" (Kinga Preis, odtwórczyni głównej roli). Przedstawienia jeszcze nie widziałem – po lekturze „Jak zostałam czarownicą" mam jednak nadzieję, że zostanie w nim wykorzystana pewna piosenka T. Love z refrenem: „Jesteście nabrani, tak bardzo nabrani".

W jednym z wywiadów Dorota Masłowska wyjaśniała, że jej ambicją było stworzenie utworu, który „będzie mieszał konwencje, proporcje, stylistyki". I tego zamieszania w jej najnowszym dziele nie brakuje – na poziomie fabularnym mamy tu i tradycyjną czarownicę, i dwoje dziecięcych bohaterów, dobrego i złego, a do tego mnóstwo nowoczesnych gadżetów, w których drzemie zło, z chipsami oraz iPhone'ami na czele.

Jakby trochę w tle przesuwa się fabuła – żywiąca się złymi dziećmi wiedźma rusza na łowy, ale zamiast jakiegoś nieznośnego bachora trafia się jej dziewczynka umiarkowanie dobra. Używając podstępu i kupionych w Lidlu przeterminowanych czarów w sprayu, wiedźma usiłuje skłonić swą małą ofiarę do współpracy – czyli zwabienia naprawdę niegrzecznego chłopca zajadającego się wspomnianymi chipsami na widowni. Całą historyjkę serwuje nam bowiem Masłowska w podwójnym metatekstualnym sosie – rzecz odbywa się w teatrze, a do tego bohaterowie znajdują się w przestrzeni ni to snu, ni jawy.

Podtytuł książki – „Opowieść autobiograficzna dla dzieci i dorosłych" – sugeruje, że Masłowska miała ambicję, by stworzyć rzecz ponadpokoleniową, książkę, w której odnajdą się dwa pokolenia. Jest jednak niestety wręcz przeciwnie – czytając „Jak zostałam wiedźmą", trudno rozstrzygnąć, dla której z tych grup książeczka ta bardziej się nie nadaje.

Dorosłego czytelnika będzie irytować zamierzona i rzucająca się w oczy infantylność narracji i usilna próba połączenia poważnej problematyki z dziecięcą nieporadnością językową. Co więcej, trudno uświadczyć tu też specyficznego poczucia humoru Masłowskiej – jego resztki pod postacią krytyki konsumpcyjnego stylu życia rozpływają się we wtórności, bo autorka robi tu jakby wypisy z samej siebie. Dziecko zaś zostanie skonfrontowane z zaburzeniami rytmu, porozrzucanymi bezładnie rymami i formalną bezkształtnością. Wszyscy odbiorcy natomiast będą musieli zmierzyć się z opowieścią, która nie jest ani interesująca, ani intrygująca, ani zabawna, ani specjalnie dająca do myślenia. Można by złośliwie zauważyć, że antykonsumpcyjna Masłowska kierowała się w tym przypadku z ducha hollywoodzką ambicją, by stworzyć dziełko, które będzie się podobało wszystkim. Jak „Shrek" czy inne „Auta". Niestety, mamy raczej do czynienia z czymś, co zwykło się nazywać ni psem, ni wydrą.

Dziecko w świecie kasy

Dorota Masłowska to pisarka inteligentna, podchodząca z dystansem do siebie i swojej roli celebrytki literatury, pozbawiona artystowskiej bufonady i egotyzmu, a do tego wyposażona w radar do wyłapywania absurdów i przerysowań naszej rzeczywistości. Jej opinii warto więc słuchać z uwagą, niezależnie od tego, czy się z nimi zgadzamy czy też nie. Autorka „Wojny polsko-ruskiej..." jest interesująca także wtedy, gdy w wywiadach dzieli się swymi doświadczeniami i wątpliwościami matki wychowującej dziecko w świecie, którego kołem zamachowym jest samonapędzająca się konsumpcja.

Duża część współczesnych rodziców doskonale zna z autopsji ten dylemat – w jaki sposób konkurować o uwagę własnego potomstwa z zestawem gadżetów i atrakcji, które gwarantują natychmiastowe zaspokojenie potrzeby przyjemności przy absolutnym minimum wysiłku. Pomysł Masłowskiej, by za pomocą utworu skierowanego do dzieci opowiedzieć o tym problemie, był więc znakomity. Należy tylko żałować, że to się nie powiodło. „Jak zostałam wiedźmą" to, niestety, literacki humbug.

Nie trzeba specjalnie przypominać, na jakich wysokościach zaczynała Dorota Masłowska literacką karierę. Gdy ukazywała się „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną", była cudownym dzieckiem polskiej literatury, które wpłynęło na jej kształt jak chyba żaden inny autor w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Ale ostatnimi czasy pisarka pikuje ostro i brawurowo – byłoby dobrze, gdyby pamiętała, że za popisy straceńczej odwagi niekiedy drogo się płaci. Wypada jej też życzyć, by zdołała zmienić kurs, zanim roztrzaska się na amen.

Pisanie o autorce „Pawia królowej" obarczone jest pewnym ryzykiem – bardzo łatwo zostać przypisanym do jednego ze stronnictw, które od debiutu pisarki toczą ze sobą spór o jakość tej literatury. Sytuację komplikuje fakt, że sojusze ewoluują, zależnie od tego, jak oceniana jest Masłowska pod względem światopoglądowym. Była więc najpierw bohaterką postępowców, by później – gdy zaczęła mówić o Bogu i krwi płynącej pod warszawskimi chodnikami – zostać przygarniętą przez zwolenników tradycji. Szkoda tylko, że na samą literaturę miejsca  jakby coraz mniej.

Pozostało 90% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski