Rozmowa z Joanną Papuzińską

Z Joanną Papuzińską, laureatką nagrody pary prezydenckiej za twórczość dla dzieci i młodzieży, rozmawia Małgorzata Piwowar.

Aktualizacja: 10.12.2014 10:02 Publikacja: 10.12.2014 07:19

Rozmowa z Joanną Papuzińską

Foto: Fotorzepa/Darek Golik

Współczesne dziesięciolatki różnią się od swoich rówieśników sprzed lat lat?

Na pewno, ale wydaje mi się, że zmienia się powierzchowność, a w środku tkwi to samo dziecko. Dzieciństwo ma uniwersalny wymiar.

Kolejne pokolenia Polaków wychowały się w przeszłości na podobnym kanonie literatury dziecięcej. Czy dziś istnieje jakiś kanon?

Powiedzmy sobie, że ten PRL-owski był bardzo wąski, nie docierała do nas światowa klasyka, na przykład książki Maurice Sendaka, amerykańskiego autora i grafika, w ogóle były u nas nieznane. Najważniejsza jego książka – „Tam, gdzie żyją dzikie stwory" wyszła po polsku dopiero teraz, czyli z półwiecznym opóźnieniem. „Lew, czarownica i stara szafa" C.S. Lewisa też pojawiła się u nas na przełomie lat 80. i 90., a światową premierę miała w 1950 roku. Zagraniczna literatura docierała do nas głównie za sprawą krajów skandynawskich. Dzięki temu mieliśmy jakieś pojęcie, co się dzieje na świecie. A teraz mamy coś w rodzaju trzęsienia ziemi, bo każdy wydawca tłumaczy i wydaje książkę, którą sam uzna za tego godną. Jednocześnie zaczynamy brać udział w bieżących światowych wydarzeniach wydawniczych, takich jak „Harry Potter". I trochę też zmienia się hierarchia ustalona w PRL-u. Będzie to trwało jeszcze przez lata.

Ta zmiana hierarchii jest wartością?

Koniecznością. To wyjście z zaścianka, które musi się odbyć, choć niektóre rzeczy są bardzo trudne do przyjęcia dla naszej pedagogiki.

Na przykład?

Twórczość Roalda Dahla, brytyjskiego autora, który spiskuje z dziećmi przeciw dorosłym, pokazywanym nieraz w ciemnych barwach. Ale jego opowieści wyciągają też na światło dzienne jakąś prawdę, nawiązują do rzeczywistości. W powieści „Matylda", potem sfilmowanej, pokazany został opresyjny obraz szkoły. To było dla naszych czytelników, a przede wszystkim dla pośredników między dzieckiem a książką - trochę nie do przyjęcia. U nas zachowała się bardzo tradycyjna pedagogika mówiąca, że dorosły ma niepodważalny autorytet.

Dzieciom te książki się podobają?

Niektórym na pewno. Ale co ważne, niosą wizję bardziej niezależnego dzieciństwa.

Podobał się pani Harry Potter?

Dla mnie to była lektura na raz. Przeczytałam go z dużym uznaniem, bo jest świetnie zrobiona warsztatowo – połączone tu zostały motywy klasycznej powieści szkolnej z elementami magicznymi. Ale to nie jest książka, do której musiałabym wrócić. I myślę, że dzieci też zaczynają już szukać czegoś nowego.

Jakoś nie mam poczucia straty, że mnie ta literatura ominęła...

Jak może mieć pani poczucie straty, skoro nie wie, co straciła? Pamiętam, jak pracowałam na koloniach letnich w latach 70. i dzieci zbuntowały się, że dostają niedobre jedzenie. Narzekały, ze ciągle jest ohydny żółty serek i rybki konserwowe. Umówiliśmy się, że stworzą komisję, która ustali ich jadłospis, a my będziemy się starali do niego dostosować. I co zobaczyliśmy w tym menu? Żółty serek, rybki konserwowe. Bo skąd te dzieci mogły wiedzieć, że w ogóle istnieje coś innego? Trochę tak jest i z literaturą. Jeśli się nie zna pewnych światów myślowych, nie można odczuwać ich braku.

Czy literatura, którą dzieci polskie dostawały od polskich autorów, była mniej wartościowa?

Na pewno bardziej ograniczona. Nie poruszała wielu problemów. Wydaje mi się, ze cenzura w literaturze dziecięcej wcale nie była lżejsza niż w tej dla dorosłych. W„Szatanie z VII klasy" Kornela Makuszyńskiego nie można było na przykład informować, że po wojnie zmieniły się granice, więc akcja została przeniesiona z Wileńszczyzny na Mazowsze. My, badacze, widzieliśmy te deformacje, ale skąd mogły o nich wiedzieć dzieci? To były w ogóle niewyczuwalne luki, ponieważ nie było szerszego kontekstu. Problemem też było wyeliminowanie z literatury dziecięcej w ogóle religii, Boga. Doprowadziło do tego, że w ogóle przestało się pisać o śmierci, bo czasem jest trudno w najprostszy sposób powiedzieć o śmierci bez odwoływania się do jakiejś formy wiary. To były zubożenia, co nie zmienia faktu, że ukazywało się wiele świetnych książek pod względem psychologicznym, na przykład Ireny Jurgielewiczowej. Do tego istniała dobra literatura przygodowa oparta na klasycznych wzorach – Adama Bahdaja czy Edmunda Niziurskiego.

Jedna z pani książek „Moja mama czarodziejka" była na liście lektur szkolnych. To było wyróżnienie?

Owszem. Ten tekst od początku był tak zaplanowany, żeby każdym opowiadaniem sygnalizować inny rodzaj literatury. Najpierw ukazały się drukiem w „Świerszczyku" jako teksty na „rozczytanie". I na szczęście nie musiałam nic zmieniać.

A zdarzały się takie sytuacje w „Świerszczyku" – piśmie dla dzieci z przedszkola i pierwszych klas podstawówki?

Tak, choć dziś wydaje się to absurdem. Myślę, że bardziej chodziło o lęk przed represją, która mogłaby dotknąć redakcję. Kiedyś zakwestionowano mi imię dla pieska nazwanego Miszą. Psom nie można dawać było rosyjskich imion. Innym razem chciałam użyć powiedzonka, które wtedy krążyło wśród dzieci „nabieranka z Teleranka", ale nie można było – „bo to podrywa autorytet telewizji".

Równocześnie od lat ma pani dwa wcielenia: naukowca i autorki książek dla dzieci. Czy naukowiec nie ciąży nad autorką?

To dwie różne szuflady – kiedy jedna się zamyka, druga – otwiera. Ale to pierwsze jest głównym moim zajęciem, a pisarzem jestem raczej niedzielnym.

Jaki jest stan polskiego pisarstwa dla dzieci?

Wchodzi w dobrą fazę. Jest wielu interesujących autorów młodych pokoleń, wśród nich na przykład Marcin Szczygielski, Joanna Rudniańska. I wydaje mi się, że są już pisarzami bez kompleksów. Że zmieniło się myślenie o pisarzu dla dzieci jako tym, któremu nie udało się w twórczości dla dorosłych.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski