Mimo, że był od lat żelaznym kandydatem, to mało kto wierzył, że nobliwy komitet przyzna laur nie kolejnemu prozaikowi wedle rozdzielnika, ale człowiekowi, który do powiedzenia prawdy o świecie używa gitary. A przecież na zdrowy rozum kto, jeśli nie on. Jego piosenek wysłuchały miliardy ludzi. Ukształtował gusta i poglądy milionów. Wpłynął, poruszył, zainspirował.  Cieszy, że w końcu doczekał.

Dziś 75 – letni Robert Allen Zimmerman, który dawno temu przeszedł do historii jako Bob Dylan jest pierwszym poetą rock’n’rolla, który przyjmie literacką Nagrodę Nobla. Poeta rock’n’rolla? A może pieśniarz country? Gwiazda folku? Wieczny buntownik. Gwiazda filmów o dzikim zachodzie? Wszystko naraz, a przede wszystkim jedna z najjaśniejszych postaci sceny muzycznej XX wieku. Tworzy i śpiewa do dziś. Czasem koślawo, zmieniając bez ładu i składu linię melodyczną. Posługując się cudnie fałszem jako środkiem ekspresji artystycznej.

Był wiele razy w Polsce. Jest tu kochany i uwielbiany nie mniej, niż w Stanach Zjednoczonych. Mamy więc dziś święto ludzi rock’n’rolla. Także nad Wisłą. Cóż mu zadedykować? Jakie słowa? Może takie: how many roads, must a man walk down, before you can call him a man? Ile dróg musiałeś przejść, by świat potwierdził Twoją wielkość? Przeszedłeś. A my z Tobą.