Była o kilka miesięcy starsza od Pavarottiego, znali się od wczesnego dzieciństwa, ich matki pracowały w tej samej fabryce tytoniu w Modenie. Zapytana kiedyś, co sprawiło, że oboje wybrali potem operę, odpowiedziała pół żartem: „Może przyczynił się do tego zapach tytoniu, którym przesiąkły nasze matki i my sami oddawani w ciągu dnia do przyfabrycznej ochronki? A może śpiew wyssaliśmy z mlekiem wspólnej mamki, która nas karmiła?”.
Już bardziej poważnie Mirella Freni twierdziła, że motywowała Luciana, by nie ograniczał się do śpiewu w chórze lecz szukał drogi na zaistnienie na operowej scenie. Sama zrobiła to wcześniej od niego. Zadebiutowała jako Micaela w „Carmen” oczywiście w Modenie, w 1955 roku. Miała wtedy 20 lat.
Jej kariera trwała dokładnie pół wieku, ostatnią rolą, w której wystąpiła – w Operze w Waszyngtonie, w 2005 roku, była tytułowa bohaterka w „Dziewicy orleańskiej” Czajkowskiego. Ryzykowny wybór, jak na 70-letnią śpiewaczkę, ale nieprzypadkowo Włosi Mirellę Freni nazwali „La Prudentissima”, ceniąc jej rozwagę i ostrożność. To były cechy, którymi kierowała się podczas całego życia.
Ta ostrożność nie powodowała bynajmniej ograniczeń repertuarowych. Wręcz przeciwnie, imponowała rozległością zainteresowań. Na wielkie światowe sceny weszła w operach Mozartach, potem był oczywiście Verdi, następnie Puccini, a po nim bardziej dramatyczny repertuar z okresu włoskiego weryzmu. Gdy wydawało się, że zaśpiewała już wszystko, co było odpowiednie dla jej sopranu, sięgnęła po zestaw bohaterek rosyjskich, przede wszystkim Czajkowskiego. To był niewątpliwie wpływ jej drugiego męża, znakomitego bułgarskiego basa, Nikołaja Giaurowa (poślubiła go w 1978 roku), ale także kolejny dowód jej absolutnego profesjonalizmu. Rosjanie twierdzili, że inni śpiewacy od niej powinni się uczyć jak interpretować muzykę i tekst rosyjski.
Jej kariera przypadła na okres fonograficznego boomu, najpierw longplayów, potem płyt CD, nic zatem dziwnego, że jej dyskografia jest przebogata. Jeśli jednak należałoby wybrać z tego jedno nagranie, to byłaby absolutnie kanoniczna wersja „Cyganerii” z Mirellą Freni jako Mimi i Luciano Pavarottim w partii Rudolfa. Dyrygował Herbert Von Karajan, który odegrał znaczącą role w wylansowaniu Mirelli Freni. Od tego nagrania minęło 48 lat, potem powstały dziesiątki innych płytowych wersji tej jednej z najpopularniejszych oper świata, nikt jednak nie zbliżył się do interpretacji duetu Freni–Pavarotti.
Przy okazji jej kolejnego jubileuszu „New York Times” poprosił kilkanaście lat temu o wypowiedź Placida Dominga, który nie tak często jak Luciano Pavarotti, ale także partnerował jej na scenie. „Tradycja się kończy – powiedział wtedy Domingo. – Mirella jest ostatnim ogniwem łańcucha. Nie bardzo widać, kto byłby tym kolejnym”.