Bollywoodomania w kraju nad Wisłą

Na hasło Bollywood chodzi się teraz do kina‚ kupuje płyty i kolczyki. Zapewnia powodzenie restauracjom‚ kursom tańca i czasopismom. Prawdziwa mania

Publikacja: 19.07.2008 06:16

Bollywoodomania w kraju nad Wisłą

Foto: BEW

Red

Policzyłam sumiennie: wśród 30 nowości filmowych umieszczonych w prestiżowym miejscu w empiku aż siedem to filmy indyjskie. A nieopodal osobny regał wyłącznie z produkcjami z Bollywood. Słowo „miłość” pojawia się w co drugim tytule‚ podobnie na obwolucie – przystojniak pożerający wzrokiem swoją partnerkę. Towar łatwy do zlokalizowania i rozpoznawalny.

W Merlinie, największym „kulturalnym” polskim sklepie internetowym‚ filmy bollywoodzkie mają osobną zakładkę. W ofercie jest ok. 50 tytułów. – Bollywood to jedna z najszybciej rozwijających się kategorii filmowych – przyznaje Agata Czarnowska‚ specjalistka PR z Merlina. – Obecnie produkcje kina indyjskiego stanowią 10 proc. sprzedaży i wciąż obserwujemy wzrost zainteresowania nimi. Tak naprawdę filmy pochodzą nie tylko z Bombaju (określenie Bollywood powstało z połączenia słów Hollywood i Bombaj)‚ bo to zaledwie jeden z ośrodków indyjskiej kinematografii. Ale tak się przyjęło mówić. Język przecież‚ jeśli tylko może‚ unika zbytecznych komplikacji. Filmy indyjskie pogrupowane w cykle i opatrzone nazwami‚ w których Bollywood pojawia się zawsze (kolekcja Bo... ‚ wielki Bo... ‚ prosto z Bo... ‚ the best of Bo... itd.), dołączane są od jakiegoś czasu do czasopism popularnych (np. „Pani Domu”), ale i ambitniejszych (np. „Przekrój”). Są wszędzie‚ co tydzień nowe tytuły. Kolekcjonerzy muszą pamiętać, kiedy się ukazują‚ bo jak mówią kioskarze „ten towar nie leży”. W modzie na tzw. gadżetowanie pism filmami to pierwszy poważny trend lokalny, i to wyraźnie na życzenie czytelników. Bo wcześniejsze cykle‚ np. kino oscarowe‚ trudno uznać za oryginalny pomysł. Ciekawe‚ że reakcje np. internautów są wyraźnie spolaryzowane. Albo Bollywood uwielbiamy, albo nienawidzimy. Za chwilę trzeba będzie zrobić w tej sprawie referendum. Zwłaszcza że indyjskie ekipy filmowe wdarły się na nasze terytorium także fizycznie i kręcą sceny miłosne pod Giewontem (np. „Fanaa”).

A jeszcze całkiem niedawno największa na świecie kinematografia – indyjska – pojawiała się jedynie w humorystycznych statystykach: u nich produkuje się 1000 filmów rocznie‚ a u nas‚ powiedzmy‚ 10. Brzmiało to jak absurdalny żart. Ale polskim filmowcom może być za chwilę jeszcze mniej do śmiechu‚ bo oto indyjskie filmy ściągają coraz większą publiczność nie tylko nad Gangesem, ale i nad Wisłą. Mało tego‚ tworzy się wokół nich – modne słowo – tzw. społeczność. Fanów biernych i czynnych‚ bollyblogerów‚ wysiadywaczy forów tematycznych i indyjskich wieczorków.

Impreza bollywoodzka to przeważnie filmy‚ pokazy tańca‚ etnokuchnia i zabawa przy kinowych hitach. Wszystko mniej lub bardziej autentyczne. Znawców jest na razie niewielu‚ ale i to się wkrótce zmieni‚ bo jesteśmy ambitni i nawet słowniki angielsko-hindi osiągają na polskich aukcjach zawrotne ceny. Zresztą każdy powód do nauki języka jest dobry. Wiedzą to zwłaszcza ci‚ którzy uczyli się niegdyś angielskiego‚ by wiedzieć, o czym śpiewają The Beatles czy The Rolling Stones. Kolejne pokolenie chce rozumieć miłosne serenady indyjskiego idola o trudnym do wymówienia nazwisku.

Na taką imprezę trzeba się odpowiednio przygotować‚ ale to nic trudnego: jest mnóstwo kursów tańca‚ gdzie można zgłębiać arkana tańca tradycyjnego kathak czy bharata natyam albo bollydance. Są też warianty fusion‚ bo to łatwiejsze. Z egzotyką już tak jest‚ że im dalej‚ tym bardziej zacierają się granice przynależności. Dla Hindusa polka czy oberek to też jakiś taniec ogólnie z Europy.

Ale bardziej stylowo jest użyć słowa „masala”‚ czyli w hindi i urdu – mieszanka. To słowo klucz‚ a nawet wytrych do całego zjawiska. Masala to miks różnych przypraw‚ ale i konwencji. W przypadku filmowej masali są to elementy komedii‚ dramatu‚ musicalu, czasem nawet horroru. Aby każdy z widzów‚ niezależnie od gustu‚ wychodził z kina zadowolony.

Kto ufa intuicji‚ czyli systemowi wczesnego ostrzegania‚ ten zbiera teraz szybko żniwo: cykliczna impreza „Hallo Bollywood” (www.hallobollywood.eu), o młodziutkiej‚ bo zaledwie rocznej tradycji, w niektórych miastach Polski (np. we Wrocławiu) zdążyła gościć nawet pięciokrotnie. Za każdym razem w tygodniowych maratonach pokazano najnowsze i najciekawsze historyczne produkcje. Sprawę potraktowała poważnie nawet ambasada Indii, obejmując imprezę swoim patronatem. A publiczności tylko przybywa... – Fascynacja kinem bollywoodzkim powoduje większe zainteresowanie kulturą Indii – mówi Agata Czarnowska. – W Merlinie przygotowaliśmy specjalnie dobraną ofertę, proponując z filmami także muzykę‚ książki i kosmetyki ajurwedyjskie. To była udana akcja.

India shopy‚ niegdyś pierwsze przyczółki wolnego handlu, muszą się też do filmowego trendu dostosować. Kiedyś sama nazwa dalekiego kraju była na tyle atrakcyjna‚ by skusić się na zakup egzotycznych fantów. Teraz de facto identycznych rzeczy nie sprzeda się bez zaczarowanego zwrotu „w stylu Bollywood”. W portalu aukcyjnym Allegro na to hasło pojawia się blisko 900 (!) przedmiotów. A filmy stanowią zaledwie połowę tej oferty. Dzięki nim można‚ nawet niczego nie kupując‚ wzbogacić również swój repertuar nazw orientalnej garderoby. Na aukcjach znajdziemy oczywiście sari‚ ale też tuniki kameez‚ krótkie bluzeczki choli i cienkie szale dupatta‚ które filmowe bohaterki z wdziękiem zarzucają na szyje swoich wybranków. Do kompletu szklane bransoletki, jak pisze sprzedawca: „Rozsławione przez Bollywood”. Rzeczywiście dźwięk brzęczących ozdób pojawia się w wielu filmowych piosenkach w funkcji afrodyzjaku.

O uzupełnienie wizerunku dbają też wyspecjalizowane sklepy (np. www.helfy.pl). Kayal‚ czyli czarna tłusta kredka do oczu‚ oliwka do pielęgnacji włosów – to zestaw podstawowy. Są jeszcze perfumy. Podobnie jak w Indiach najpopularniejsze są te‚ które firmują filmowi idole. Aishwarya Rai – megagwiazda‚ twarz L’Oreala‚ była miss świata i jej mąż – supergwiazdor Abhishek Bachchan, mają przecież na całym świecie większą publiczność niż Naomi Campbell i Gabriela Sabatini razem wzięte. Nawet jeśli o tym nie wiemy.

„Widziałaś nowy film z SRK?” – czytamy na forach internetowych. Dla wtajemniczonych za trzyliterowym skrótem kryje się imię i nazwisko idola wszech czasów Shahrukha Khana. „Szczupły przystojniak w zachodnim stylu‚ od którego trudno w Indiach uciec. Jest na okładkach czasopism‚ na pocztówkach‚ zdjęciach wiszących w knajpach i taksówkach. Ma status popkulturowego idola” – pisał o aktorze w „Masali”, powieści-wspomnieniach trawelersa‚ Max Cegielski. Bodaj pierwszy‚ który przywlókł do ojczyzny bakcyla masalowo-bollywoodzkiego.

Ale od wydania książki minęło sześć lat‚ a w tym czasie King Khan zdążył rozszerzyć terytorium swojego panowania i sięgnął po rząd dusz także nad Wisłą. Doczekał się też niedawno własnego polskiego portalu: „Postanowiliśmy zbudować stronę‚ aby choć w części wypełnić lukę i dać polskim fanom wiarygodne źródło informacji – piszą założyciele strony www.shahrukhkhan.pl. – Jest w jakimś sensie wzorem uniwersalnych wartości‚ za które kochają go ludzie w tak różnych krajach jak Indie‚ Niemcy‚ Arabia Saudyjska czy Polska”.

Kto nie ma jeszcze swojego zdania na temat SRK‚ powinien jak najszybciej udać się do kina na „Om Shanti Om”‚ gdzie idol prezentuje prawdziwie królewski talent taneczny i muskulaturę godną herosa z Ramajany. A potem można kupić sygnowaną przez niego wodę toaletową Indian Black Magic. A nuż rzeczywiście magicznie działa na kobiety. Nie zaszkodzi też następnego dnia sprawdzić, czy partnerka nie ma już na desktopie nowej tapety z obnażonym torsem Shahrukha. A potem zgodnie udać się na romantyczną kolację‚ oczywiście do Bollywood Lounge.

Policzyłam sumiennie: wśród 30 nowości filmowych umieszczonych w prestiżowym miejscu w empiku aż siedem to filmy indyjskie. A nieopodal osobny regał wyłącznie z produkcjami z Bollywood. Słowo „miłość” pojawia się w co drugim tytule‚ podobnie na obwolucie – przystojniak pożerający wzrokiem swoją partnerkę. Towar łatwy do zlokalizowania i rozpoznawalny.

W Merlinie, największym „kulturalnym” polskim sklepie internetowym‚ filmy bollywoodzkie mają osobną zakładkę. W ofercie jest ok. 50 tytułów. – Bollywood to jedna z najszybciej rozwijających się kategorii filmowych – przyznaje Agata Czarnowska‚ specjalistka PR z Merlina. – Obecnie produkcje kina indyjskiego stanowią 10 proc. sprzedaży i wciąż obserwujemy wzrost zainteresowania nimi. Tak naprawdę filmy pochodzą nie tylko z Bombaju (określenie Bollywood powstało z połączenia słów Hollywood i Bombaj)‚ bo to zaledwie jeden z ośrodków indyjskiej kinematografii. Ale tak się przyjęło mówić. Język przecież‚ jeśli tylko może‚ unika zbytecznych komplikacji. Filmy indyjskie pogrupowane w cykle i opatrzone nazwami‚ w których Bollywood pojawia się zawsze (kolekcja Bo... ‚ wielki Bo... ‚ prosto z Bo... ‚ the best of Bo... itd.), dołączane są od jakiegoś czasu do czasopism popularnych (np. „Pani Domu”), ale i ambitniejszych (np. „Przekrój”). Są wszędzie‚ co tydzień nowe tytuły. Kolekcjonerzy muszą pamiętać, kiedy się ukazują‚ bo jak mówią kioskarze „ten towar nie leży”. W modzie na tzw. gadżetowanie pism filmami to pierwszy poważny trend lokalny, i to wyraźnie na życzenie czytelników. Bo wcześniejsze cykle‚ np. kino oscarowe‚ trudno uznać za oryginalny pomysł. Ciekawe‚ że reakcje np. internautów są wyraźnie spolaryzowane. Albo Bollywood uwielbiamy, albo nienawidzimy. Za chwilę trzeba będzie zrobić w tej sprawie referendum. Zwłaszcza że indyjskie ekipy filmowe wdarły się na nasze terytorium także fizycznie i kręcą sceny miłosne pod Giewontem (np. „Fanaa”).

Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Materiał Promocyjny
Zagospodarować można wszystko. Ale trzeba umieć i chcieć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Kultura
Jubileuszowa Gala French Touch La Belle Vie! w Warszawie
Kultura
Polskie studio Badi Badi stworzyło animację do długo wyczekiwanej w świecie gamingu gry „Frostpunk 2”
Kultura
Nowy system dotacji Ministerstwa Kultury: koniec ingerencji gabinetu politycznego
Kultura
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej za miesiąc, 25 października