Podczas gdy celebryci wciąż nie schodzą z okładek kolorowych pism, zespół pyta, „skąd wzięło się to wszystko, skąd miliony fanów”. Po czym odpowiada sam sobie: „to dzięki kilku rolom w filmach dla kretynów”. Muzycy nie przepadają za gwiazdkami ubieranymi przez Tomasza Jacykowa, ale też stronią od wojskowych mundurów. „Nie ma rozkazu, nie idziemy ze śpiewem, nie dają karabinu, a sztandar nie powiewa/Nie jestem mężczyzną, tej hańby nie zmyję/nie jestem Polakiem, jakoś to przeżyję” – ostro kwituje wokalista Krzysztof Zieliński.
Po tych fragmentach od razu wiadomo, że istniejący od pięciu lat Większy Obciach serwuje nam punk rocka, choć wcześniej intensywnie eksperymentował. – Wysłuchawszy uwag wydawców, zaczęliśmy grać ostrzej, zostawiając w szufladzie numery z durnowatymi tekstami i cokolwiek głupawą muzyką – przyznaje puzonista Jarosław Ważny. To on pcha zespół w stronę jamajskiego ska, w które celował, grając z kapelą The Bartenders. Dzięki jego zadziornej grze prosty, garażowy repertuar złapał trochę finezji. Również parę gitarowych zagrań wskazuje na to, że od czasów agonii jarocińskiego festiwalu w 1994 r. punk miejscami się uszlachetnił. Tylko wokale brzmią tak paskudnie jak wtedy.
Idzie to jeszcze wybaczyć, gdyż – zgodnie z przykazaniami samych zainteresowanych – Większego Obciachu nie należy traktować do końca poważnie. I nie sposób, bo tytułowy utwór ma farsowy charakter, a basistą formacji jest znany z TPN 25, El Doopy, Zaciera i ZF Skurcz piewca absurdu – Krzysztof „Dr. Yry” Radzimski.
Zwolennicy pochwalą „Ludzi bez dowodu” za energię, dobre melodie i co najmniej kilka celnych uwag. Krytycy wypomną małą ilość materiału – zaledwie sześć utworów studyjnych i cztery koncertowe – oraz jego siermiężność skłaniającą złośliwych do porównań z Big Cycem. – Punk rock nigdy nie był ładny i dopieszczony, ale zgrzebny, szybki i miał moc – broni płyty Ważny. I dodaje: – Mam nadzieję, że to właśnie przebije się do ludzi. Na opinii fachowców jakoś specjalnie nam nie zależy.