Oprócz solistów, orkiestry, chóru i tancerzy Opery Śląskiej zaangażował artystów Wrocławskiego Teatru Pantomimy, alpinistów, judoków oraz tancerzy break dance’u. W sumie ponad 200 osób.
To nie jest zresztą nadmierna samowola reżysera o zbyt wybujałej wyobraźni. Sam kompozytor Carl Orff dążył do stworzenia teatru totalnego, syntezy muzyki, śpiewu, poezji, tańca oraz aktorstwa. Najpełniej dokonał tego właśnie w kantacie scenicznej „Carmina burana”, której prapremiera odbyła się w 1937 roku.
Składa się ona z trzech części. Pierwsza („Primo vere”) symbolizuje rozbudzanie się miłości wraz z wiosną. Druga „In taberna” to pieśni śpiewane przy winie w gospodzie, trzecia „Cour d’amours” poświęcona jest znów miłości. Wszystkie pokazują średniowieczne spojrzenie na świat i życie podlegające kaprysom fortuny. Niezmienne są prawa natury i wszechobecna miłość, los człowieka bywa bardzo różny, czego metaforą jest pieśń przypiekanego na rożnie łabędzia, kiedyś pięknego ptaka pływającego po stawie.
Orff sięgnął bowiem do zbioru średniowiecznych wierszy i pieśni z klasztoru Benedyktynów w Beuern (po łacinie – Bura). Były to teksty o wesołym, czasem nawet sprośnym charakterze, sławiące kobiety, wino, uroki przyrody.
Orff wybrał ponad 20 tych łacińskich utworów, a jako że był również z wykształcenia filologiem, dopisał jeszcze jeden – najpopularniejszy hymn do Fortuny. Wszystkie ozdobił muzyką o lapidarnej melodii, wyrazistym rytmie, prostej harmonii, barwnych brzmieniach i o niezwykłej sile witalnej.