To ostatnia niedziela w „zagłębiu na Dobrej”

Znikające z miejskiego krajobrazu Jadłodajnia Filozoficzna i Diuna to ostatnie punkty klubowego „zagłębia przy Dobrej”. Wraz z zamkniętymi wcześniej Czarnym Lwem i Aurorą tworzyły konglomerat, który był świadkiem narodzin nowych zjawisk, zespołów i niezapomnianych imprez.

Publikacja: 20.11.2009 11:55

Wnętrze Jadłodajni Filozoficznej tylko we wczesnych godzinach świeciło pustkami. Niemal każdego wiec

Wnętrze Jadłodajni Filozoficznej tylko we wczesnych godzinach świeciło pustkami. Niemal każdego wieczoru klub wypełniały tłumy.

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Kluby pojawiają się i znikają. To normalne. Nikt nie ma patentu na zmienne prawa rynku, burzliwie przemijające mody, kaprysy klienteli czy... urzędników. Nie ma już Fugazi ani Punktu. Kotły przy ul. Bema nie bębnią, a w PKiN nie słychać już Jazzgotu. Jednak w miejscu tego ostatniego z powodzeniem działa Cafe Kulturalna, a klimat Kotłów mniej lub bardziej wskrzesić stara się No Mercy. Nawet Punkt odrodził się w wyniku egzotycznego mariażu z wolskim Radiem Luxembourg. Tymczasem okolice BUW-u dla kultury będą stracone bezpowrotnie. Warte grube miliony podwórko opustoszeje i czekać będzie na nowego właściciela. Artystom pozostaje westchnąć.

[srodtytul]Awangarda i podziemie [/srodtytul]

– “Zagłębie Dobra” to było idealne miejsce na wszelkie artystyczne aktywności niemieszczące się w tzw. głównym nurcie: od imprez z nieoczywistą muzyką taneczną, przez koncerty alternatywnego rocka, muzyki improwizowanej, aż po niezależne teatry i “odjazdy” performerów czy artystów sztuki wizualnej – wspomina Pablopavo, wokalista i członek m.in. reggae’owego zespołu Vavamuffin. Ze Zjednoczeniem Sound System grał we wszystkich czterech tutejszych klubach. – Tam debiutowało całe mnóstwo zespołów czy nawet całych nurtów – przyznaje.

– Piękna rzecz... Mogłeś przyjść do klubu, przywitać się z menedżerem, przedstawić swój pomysł i z dużym prawdopodobieństwem miesiąc później zorganizować tu imprezę, zagrać koncert albo zrobić performance. Tak zaczynała połowa warszawskiego światka didżejskiego i trzy czwarte tutejszych indiekapelek. Nie oceniam, jak skończyli, ale przynajmniej mogli spróbować – rozwija Kuba Ambrożewski, dziennikarz i didżej w projektach Stanley Menzo i AM Radio. Pamięta, jak w styczniu 2008 roku na gali miesięcznika PULP grały Muchy. Dziś są gwiazdami polskiego rocka, wtedy “wypuszczaliśmy” ich w wielki świat – mówi.

Tymczasem początek końca undergroundu przy Dobrej sięga jeszcze 2007 roku. Wówczas zamknięto Czarnego Lwa. Rok po nim przerobiona na żyletki została Aurora (klub mieścił się w metalowym baraku). Dwa tygodnie temu spłonęła, choć nie w całości, Jadłodajnia Filozoficzna, perła w koronie “dobrych” klubów. Dość powiedzieć, że w ostatnich miesiącach miały miejsce takie wydarzenia jak koncerty elektronicznego Kamp!, rockowego Iowa Super Soccer czy okołohiphopowego Afro Kolektywu. Nieobliczalny Tymon Tymański promował tam swoją płytę, avantpopowe Kobiety obchodziły dziesiąte urodziny, można było zobaczyć znakomicie ocenianych debiutantów Nathalie And The Loners czy być świadkiem powrotu (po rocznej przerwie) przyciągających tłumy didżejów z Hungry Hungry Models.

Po wspomnianym pożarze Jadłodajni obserwowaliśmy pospolite ruszenie artystów i sympatyków klubu, którzy spontanicznie przystąpili do jego odbudowy. Dość powiedzieć, że pogorzelisko sprzątało setki ludzi. Co i rusz w Diunie czy Centralnym Basenie Artystycznym organizowane są charytatywne koncerty na rzecz tego ważnego dla wielu lokalu. Ten drugi zaprasza we wtorek (24 listopada) na jedno z takich spotkań. Wystąpią m.in. Sparrow, Letters From Silence, Limboski, Maki i Chłopaki, a także Kryzys.

Na tym wsparcie się nie kończyło. Ania Brachaczek ze stworzonego przez byłych członków Pogodno zespołu BiFF po pożarze “tęskniła i płakała”. Zadeklarowała, że będzie się obnażać za pieniądze, byle tylko wspomóc Jadłodajnię. Postpunkowy, debiutujący niedawno zespół Hatifnats wystąpił na scenie Radia Euro dla “wszystkich podpalonych klubów świata”.

Żal jest tym większy, że wyprowadzić się musi także Diuna, działająca z Jadłodajnią w jednym budynku. – Zamykamy w ten weekend. Do niedzieli będziemy działać 24 godziny na dobę – zapowiada Krzysia Górniak, gitarzystka jazzowa i właścicielka klubu. – W piątek i sobotę w klubie wystąpi cały zastęp DJ-ów, którzy kiedykolwiek przewinęli się przez “zagłębie” – informuje.

Wśród nich znajdzie się Duże Pe, nie tylko didżej, ale i wokalista Masali i Sęk Że. Trzy miesiące temu nagrał kawałek poświęcony imprezom w Jadłodajni. Zatytułowany był... “Ogień na Dobrej”. – Życie bywa przewrotne, nie? – pyta teraz retorycznie.

[srodtytul]Lepiej niż w Londynie[/srodtytul]

To ostatni moment, żeby uszczknąć coś z atmosfery Dobrej. W niedzielę będzie szansa na bardziej dosłowne potraktowanie tego słowa, bowiem Diuna organizuje wielką wyprzedaż. Będzie można sobie kupić “kawałek” klubu, np. lampkę czy jakiś gadżet. Oprócz tego pozostają już tylko wspomnienia niegdysiejszej świetności tego miejsca. A te są wyjątkowe.

– Np. moja indieklubowa bibka, grana wspólnie z B. A. R. T. O. Trwała do piątej nad ranem. Pod koniec jedna z barmanek tańczyła na barze i rzucała we mnie cytrynami, jeśli nie podobał się jej puszczony akurat kawałek – wraca pamięcią ze śmiechem. Zaproszona przez niego ekipa Cartel Communique była gotowa przylecieć tu ponownie w lutym 2010 roku z blisko stuosobową grupą wiernych klubowiczów. Stwierdzili, że w Londynie nie mogą znaleźć lokalu z takim klimatem. Szymon Tarkowski, wokalista Płynów i basista Pustek, przypomina imprezy folkowe, “kiedy dla tłumu względnie wylansowanej warszawskiej młodzieży przygrywało kilku panów grubo po sześćdziesiątce na ludowych instrumentach – i wszyscy po chwili oddali się tańcom, które przypominały korzenne, wiejskie imprezy sprzed wieków”.

Z czasem skromne lokale przy Dobrej stały się na tyle atrakcyjne, że pokazywanie się tam było w dobrym tonie.

– Miały swoją specyfikę: mocno offową i wyluzowaną. Można było zawsze tam przyjść, usiąść na rozwalającym się fotelu, napić się piwa, pogadać ze znajomymi. Czułem się tam jak w domu, nie było przesadnego lansu i każdy, nawet największy świr czuł się akceptowany – mówi Tarkowski. – Trochę zmieniło się to pod koniec działalności Jadłodajni, kiedy królować zaczęli chłopcy w obcisłych koszulkach w paski i modnych butach, zaczęła się ta cała moda na indierocka, która wydawała mi się dosyć dziecinna – ocenia.

[srodtytul]To se ne wrati[/srodtytul]

W ciągu siedmiu lat przez podwórko na Powiślu przewinęły się niemal wszystkie istotne zjawiska sceny niezależnej. Polskiej i zagranicznej. – Przez ten czas zorganizowaliśmy prawie 2,5 tys. imprez. Jadłodajnia Filozoficzna stała się rozpoznawalną w Europie marką – mówi Maciej Wysocki, właściciel klubu. – Miejsce miało być egalitarne i miał w nim panować nieustanny ferment twórczy. Dlatego nie nastawialiśmy się na organizowanie weekendowych imprez. Tutaj działo się ciągle. Z takiej liczby imprez wybrać najfajniejszą? Niemożliwe – stwierdza.

Marcin Majewski, kierownik artystyczny Jadłodajni, wymienia tak długo, że publikujemy tylko fragment wypowiedzi.

– Magiczne gigi 3moonboys czy George Dorn Screams. Obydwa koncerty Contemporary Noise Quintet, bo na pierwszym było może 100 osób, na drugim ludzie nie mieścili się w klubie. Narodziny James Ashen czy Kochanków Gwiezdnych Przestrzeni. Koncert Czesława Mozila jeszcze jako Tesco Value. Albo wizyta TIGERCITY ze Stanów. Zespołowi odwołali koncerty w UK i okazało się, że jedynymi występami “Tygrysów” na kontynencie są te w Polsce. To było coś – zachwyca się.

– Najfajniej było w czasach działalności wszystkich czterech klubów, bo wychodziłeś wieczorem z domu i miałeś do wyboru: dubowy sound system w Lwie, punkowy koncert w Aurorze, jazzowy jam w Diunie i pokaz filmów, a potem set Zjednoczenia w Jadło. Undergroundowy dom kultury normalnie. Szkoda tego – żałuje Pablopavo. Ale nie idealizuje. – Denerwowały mnie makabryczne toalety, duchota i kłopoty ze sprzętem, ale duch miejsca, otwartość na wszelkie dziwactwa rekompensował mi te niedogodności – przyznaje.

– Najbardziej magiczne chwile były wówczas, gdy “zagłębie” działało pełną parą i podwórko było pełne ludzi krążących pomiędzy imprezami – potwierdza Krzysia Górniak. – Letnie wieczory i mnóstwo ludzi na leżakach, akcja malowania Aurory i wiele, wiele spontanicznych działań. Takiego klimatu już nie da się odtworzyć – dodaje.

Jak na ironię – to, co było skarbem klubowego “zagłębia”, okazało się jego przekleństwem. Mowa o lokalizacji – nieopodal centrum, rzut beretem od Uniwersytetu, BUW-u, Wisły czy Starego Miasta. Z drugiej strony tak położony teren stanowi łakomy kąsek dla inwestorów, a miasto jest świadome wartości działki.

– Wstępnie szacujemy wartość tych terenów na ok. 15 mln zł – mówi Marcin Ochmański z biura prasowego ratusza.

– Czynsz, jaki miasto dostawało od klubów, jest znikomy. Nawet wynajmując go przez sto lat, nie uzbiera się kwota, którą możemy dostać za grunt – podsumowuje.

Kluby pojawiają się i znikają. To normalne. Nikt nie ma patentu na zmienne prawa rynku, burzliwie przemijające mody, kaprysy klienteli czy... urzędników. Nie ma już Fugazi ani Punktu. Kotły przy ul. Bema nie bębnią, a w PKiN nie słychać już Jazzgotu. Jednak w miejscu tego ostatniego z powodzeniem działa Cafe Kulturalna, a klimat Kotłów mniej lub bardziej wskrzesić stara się No Mercy. Nawet Punkt odrodził się w wyniku egzotycznego mariażu z wolskim Radiem Luxembourg. Tymczasem okolice BUW-u dla kultury będą stracone bezpowrotnie. Warte grube miliony podwórko opustoszeje i czekać będzie na nowego właściciela. Artystom pozostaje westchnąć.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"