Reklama
Rozwiń
Reklama

Desperackie życie artysty, dla którego haszysz był najmilszy

Autobiografia Tomasza Stańki to kilka książek w jednej; zwierzenia muzyka i człowieka zmagającego się z nałogami

Publikacja: 22.06.2010 19:11

Tomasz Stańko

Tomasz Stańko

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Rafał Księżyk starannie przygotował się do rozmów z nim. Zna składy muzyków w kolejnych formacjach, prześledził trasy koncertowe. Zważywszy że artystyczne życie Tomasza Stańki trwa pół wieku, wykonał ogromną pracę. Tymczasem jego bohater wyraźnie nie lubi rozpamiętywać swojej kariery. Pytany o powody doboru jakiegoś instrumentalisty czy kompozycji odpowiada często lakonicznie: – Nie wiem, nie pamiętam.

Najzagorzalsi fani oraz kronikarze jazzu będą jednak usatysfakcjonowani. Na 500 stronach "Desperado" znajdą opis występów Stańki oraz jego płyt, od "Music for K" z 1970 r. aż do ostatniego albumu "Dark Eyes". Kogo nuży żmudna dokumentacja, długie partie książki może bez straty przekartkować.

Ta książka to również bardzo intymne zwierzenia. W zwięzłych zdaniach Stańko zawarł zaś więcej prawdy o życiu niż kto inny w długich wynurzeniach. Ale też on opowiada szczerze. "Picie było podstawą. Piłem całe życie" – mówi, w innym miejscu stwierdzając: "Haszysz był najmilszy". W jego relacjach powtarza się jak motyw jedno wspomnienie: pierwszą czynnością po przyjeździe na koncert było zazwyczaj szukanie miejsca, gdzie można by "zapalić faję".

To nie jest historia o staczaniu się na dno. Przez wszystkie lata Stańko był twórczo niesłychanie aktywny, a przy tym nie ukrywał, że pije i bierze. Miał jednak silnie rozwinięty zmysł samokontroli. Dlatego dostał się na artystyczny szczyt, ani razu nie zboczywszy z drogi, i to też pomogło mu w latach 90. oczyścić się z nałogów. "Doszedłem do wniosku, że czas najwyższy się ustatkować – wyznaje – bo idą ciężkie czasy, już nie będzie można, tak jak w komunizmie, wracać z trasy i przez dwa miesiące być w d… pijanym: kompletna niekojarzka".

Niektóre rozdziały są niemal poradnikiem, "jak wyjść z nałogu". Trzeba jednak mieć w sobie tę siłę i konsekwencję co Stańko oraz poczucie niezależności: "Raz handlarz mi mówi: – No co? Nie weźmiesz, jak podwyższę cenę? Przecież musisz wziąć. Jak mi tak bydlak powiedział, myślę: – Ch... ci w d... Nic nie kupię! Makabrycznie drażnił mnie ten brak wolności. Zawsze czułem się wolnym człowiekiem".

Reklama
Reklama

"Desperado" to też subiektywna historia muzyki ostatniego półwiecza. Stańko zaczynał grać jako nastolatek, gdy rodził się polski jazz. To była epoka Kurylewicza, Muniaka, Trzaskowskiego i oczywiście Komedy. W młodziutkim trębaczu dojrzeli oni partnera. Potem przyszły lata 70. i free jazz, kolejna dekada – to stan wojenny i niezależny rock. Tak dochodzimy do hip-hopu, podziwiając celność uwag Stańki. Rzadko się zdarza artysta, który wspominając, nie mówi wyłącznie o sobie.

Kultura
Nagroda Turnera dla artystki w spektrum autyzmu. Dzięki Nnenie pęknie szklany sufit?
Kultura
Waldemar Dąbrowski znowu na czele Opery, tym razem w Szczecinie
Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama