Większa część publiczności oglądała mecz na monitorach ustawionych na terenach festiwalowych centrum Ahoy. Najgorętsza atmosfera panowała w największej hali Nile, gdzie tak ułożono program, by w czasie transmisji przerwać koncerty.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/marekdusza/2010/07/13/koncert-pocieszenia-i-jazzowe-legendy/]Czytaj i komentuj na blogu [/link][/wyimek]
Nie wiedział chyba o tym amerykański gitarzysta i wokalista folkowo-rockowy Ben Harper. Kiedy przed 20:30 zaczął śpiewać solową balladę, publiczność nie wytrzymała i podniosła się wrzawa zmuszająca zdezorientowanego artystę do skrócenia gitarowej improwizacji. Harper jest wirtuozem gry na gitarze Weissenborna techniką slide, a swoim występem pokazał, że potrafi stworzyć emocjonujący rockowy show. A że jest znakomitym kompozytorem i autorem tekstów, słucha się go z zainteresowaniem. To jeden z tych artystów, którego twórczość warto przybliżyć słuchaczom w Polsce.
Za to na Steviego Wondera publiczność czekała jeszcze pół godziny po zakończeniu transmisji. Wyszedł na scenę spowitą ciemnościami grając na klawiaturze przypominającej gitarę. To nie tylko specjalność Herbiego Hancocka, jak się okazało, kiedy rozbłysły reflektory. Ekscytującą solówkę zakończył leżąc na scenie, a chwilę potem zaczął się festiwal przebojów artysty. Słychać było jednak, że Stevie Wonder szybko się męczy śpiewając, w występ wtrąca długie pogadanki, czeka na reakcje publiczności, rozmawia z nią. A jednak warto było czekać do końca festiwalu, by zobaczyć na żywo legendę popu i r’n’b.
Większe wrażenie wywarł na publiczności jubilat, 80- letni saksofonista Sonny Rollins. Wszedł na salę powolnym krokiem staruszka, a publiczność odśpiewała mu na stojąco „Happy Birtday To You”. Ale kiedy zaczął solówkę w pierwszym utworze, zmienił się nie do poznania. Wydmuchiwał z saksofonu tak skomplikowane frazy, że trudno było zrozumieć, skąd bierze tyle sił i inwencji. Pokazał, że muzyka może trzymać człowieka przy życiu i nadawać mu sens. Potem, na chwilę, dał sobie i publiczności odetchnąć w ujmującej balladzie „My One and Only Love”, by znowu przyspieszyć tempo w utrzymanym w rytmach calypso temacie „Global Warming”. Utwór jakże adekwatny do panujących w Rotterdamie upałów nie ułatwiających słuchania muzyki w blaszanych halach. Mimo owacji Rollins nie bisował, nie rozczulał się nad sobą. Do Holandii wróci jesienią na kolejny koncert.