Praca z takim reżyserem jak Claus Guth to udręka, ale i przyjemność, jeśli ktoś lubi trudne wyzwania. Trzeba odrzucić przyzwyczajenia, bo on zagląda w dusze operowych bohaterów jak psychoanalityk. Dokopuje się do marzeń, lęków i pasji. A potem oczekuje, by śpiewak pokazał je na scenie.
W "Don Giovannim" na festiwalu w Salzburgu wszyscy są inni, niż wymyślił to Mozart z librecistą da Ponte. Już w pierwszej scenie Aleksandra Kurzak jako Donna Anna nie broni się przed uwodzicielem, to ona bardziej go pożąda. Zdziera mu koszulę, zaczyna rozpinać rozporek. Od razu też wie, że Don Giovanni zabił jej ojca, Komandora, mimo to nie potrafi uciszyć zmysłów. Nękają ją coraz większe wyrzuty sumienia, rozwiązaniem wydaje się odebranie sobie życia…
Elvira (znakomita Niemka Dorothea Röschmann) to z kolei żadna dumna hiszpańska donna, raczej księgowa z finansowej korporacji. Żyła samotnie, aż trafił się Don Giovanni. Obiecał małżeństwo, a potem zwiał. Ruszyła go szukać, wylądowała bezradna na przystanku autobusowym w lesie i gotowa jest związać się z każdym, nawet ze służącym Leporellem. Brytyjczyk Christopher Maltman jako Don Giovanni prezentuje nagi, muskularny tors, ale nie ma w tym nic z popisu macho. Komandor postrzelił go w walce, rana dokucza, śmierć zbliża się nieuchronnie. Kolejna zdobycz erotyczna jest tylko próbą odwleczenia ostatecznego wyroku losu.
Jedynie Leporello ma energię i wolę do życia, choć chodzi naćpany, a tik oczu zdradza jego nałóg. Żywiołowy Urugwajczyk Erwin Schrott buduje postać z drobnych gestów, wokalnych niuansów, udowadniając, że jest artystą dużego formatu, a udział w tym spektaklu należy mu się nie tylko dlatego, że prywatnie jest partnerem Anny Netrebko.
Jest też intelektualista prawiczek Don Ottavio i naiwna Zerlina, a nie ma sewilskiego zamku, bo Claus Guth rozegrał akcję nocą w lesie. Olbrzymie sosny wyglądają jak żywe, ale w przedstawieniach tego reżysera las bywa symbolem mrocznej duszy człowieka. Obnaża to, co ukrywamy. Może zresztą ta historia o niemożności ucieczki przed śmiercią tylko nam się śni, obudzimy się z nocnych koszmarów i wrócimy do życia? Dla operowych tradycjonalistów taki "Don Giovanni" Mozarta jest nie do przyjęcia. Ale 46-letni reżyser niemiecki jest konsekwentny i sugestywny, ulegamy więc sile jego obrazów. Po mistrzowsku prowadzi też wykonawców, nikt nie może pozwolić sobie na przypadkowy gest. To teatr operowy najnowszej generacji i najwyższej klasy.