Wśród polskich pianistów był pierwszym, który dostrzegł, że tematy wzięte od Chopina mogą być dla jazzmana niezwykle inspirujące. Za nim potem poszli inni, jednak on wciąż jest najlepszy. Potwierdza to już szósty, tym razem podwójny album Andrzeja Jagodzińskiego.
Pierwszą chopinowską płytę wydał w 1994 roku, teraz po latach ze swym triem powrócił do niektórych utworów (walc Des-dur, mazurek f-moll, etiuda a-moll), ale gra je z większą swobodą. Słychać wyraźnie, że on i jego partnerzy – kontrabasista Adam Cegielski oraz perkusista Czesław „Mały” Bartkowski – są z muzyką Fryderyka wręcz zaprzyjaźnieni. A takie zżycie się z muzycznym tematem bardzo pomaga w improwizowaniu.
To wszakże niejedyny powód, by wysoko oceniać ten rodzaj pianistycznej sztuki. Muzykę, którą proponuje Jagodziński, cechuje równowaga i elegancja. Młodsi od niego jazzmani są bardziej drapieżni, niesforni, a ich wyobraźnia bywa wręcz nieokiełznana.
Tradycjonalizm Jagodzińskiego bezbłędnie jednak przystaje do improwizacji opartych na klasyce. Z pierwowzoru bierze nie tylko rozbudowane motywy, ale co ważniejsze – wyczucie chopinowskiego stylu. To zaś, co następuje po zaprezentowaniu głównego tematu, nie jest jedynie wariacją samej melodii. W improwizacjach Jagodziński potrafi przekazać również to, co ukryte zostało między nutami. Ta muzyka, choć brzmi współcześnie, ma romantyczny nastrój.
„Les brillantes” jest albumem świetnie zakomponowanym. Każda z dwóch płyt to właściwie oddzielny program koncertowy, w pierwszym dominują preludia i nokturny, w drugim – polonezy, jest też walc i mazurek. Trio Andrzeja Jagodzińskiego wyruszyło zresztą obecnie w trasę po Polsce, jest zatem okazja posłuchać zespołu na żywo. Pozostałym pozostaje przyjemność obcowania z „Les Brillantes”. A efektowną okładkę tego albumu zdobi naszyjnik z nutami jednego z mistrzów polskiej biżuterii, Jacka Byczewskiego.