Proces za nieudane polowanie w Afryce

Biznesmen pozwał firmę za nieudane polowanie w Afryce. We wtorek sąd zakończył proces

Publikacja: 01.02.2011 21:03

Biznesmen z Pomorza domaga się zwrotu kosztów za wyprawę do Zimbabwe. Na zdjęciu słoń w Parku Narodo

Biznesmen z Pomorza domaga się zwrotu kosztów za wyprawę do Zimbabwe. Na zdjęciu słoń w Parku Narodowym Hwange

Foto: AP

Waldemar I., przedsiębiorca z Bytowa na Pomorzu, dobiega sześćdziesiątki. Ma na sobie dżinsy, zieloną kamizelkę i kapelusz z pokaźnym rondem. Początkowo grzecznie, ale stanowczo ucina pytania: – Nie chcę rozmawiać, a już na pewno nie przed wyrokiem – deklaruje. – Dziennikarze robią z tego wielką sensację, a przecież sprawa jest banalnie prosta. Zawarłem umowę z firmą, która się z niej nie wywiązała.

Ale określenie "banalnie" nie jest chyba w tym wypadku najtrafniejsze. Chodzi bowiem o słonia. Pan Waldemar chciał go upolować w Zimbabwe, długo jednak obchodził się smakiem. Teraz chce zwrotu poniesionych kosztów – 37 tysięcy złotych. We wtorek poznański Sąd Rejonowy zakończył proces w tej sprawie. Wyrok ogłosi 15 lutego.

[srodtytul]Była słonica, a ciosy? [/srodtytul]

Waldemar I. poluje od kilkunastu lat. Do Afryki wyjeżdżał już wcześniej, ot choćby po to, by ustrzelić bawołu. Ale bawół nie może się nawet równać ze słoniem. A pan Waldemar chciał mieć w kolekcji trofeów piękne ciosy.

W 2008 roku podpisał umowę z działającą w Berlinie firmą Jaworski Jagdreisen i pojechał do Zimbabwe.

Problemy, jak tłumaczy, zaczęły się już na lotnisku w Harare. Oczekiwał, że na łowy poprowadzi go ktoś ze znanej wśród myśliwych firmy Lowveld Hunters, tymczasem trafił pod skrzydła Mopani Safaris (współpracuje z Lowveld).

– Wywieziono mnie na teren, gdzie w ogóle nie było słoni – mówi przedsiębiorca. – O zdobyciu trofeum nie mogło być mowy.

Karol J., właściciel Jaworski Jagdreisen, jest innego zdania. – Teren tam jest trudny, górzysty, ale słonie występują – zeznawał we wtorek przed sądem. – Wędrują z Mozambiku. Z tego, co wiem, pan I. mógł zobaczyć ich odchody. Mało tego, ustrzelił nawet słonicę. A przecież tam, gdzie jest słonica, są też słonie trofeowe.

Według niego Waldemar I. doskonale wiedział, dokąd jedzie, a cały problem sprowadza się do tego, że żadna firma nie może dać gwarancji udanego polowania. O tym, że polowanie to loteria przekonywał też Adam Smorawiński, szef Polskiego Klubu Safari, którego J. powołał na świadka.

[srodtytul]Nie trafił w kukurydzy [/srodtytul]

Na tym jednak sprawa feralnego polowania się nie zakończyła. Właściciel Jaworski Jagdreisen postanowił bowiem udobruchać rozeźlonego klienta i zaproponował kolejne polowanie. W dodatku z ogromnym upustem i w innym rejonie Zimbabwe. Niestety, i tym razem słoń nie padł. – Z relacji wiem, że pan I. strzelał w nocy do słonia, który grasował w kukurydzy. Tyle że nie trafił – mówi Karol J.

Pan Waldemar: – Nie wiem, co powodowało organizatorami, że wysłali mnie tam w czerwcu, w dodatku chcieli, żebym polował w nocy. Zwykle na takie polowania jeździ się jesienią. Ostatecznie doszło do trzeciego wyjazdu.

Karol J.: – Kiedy nasz klient nadal się skarżył, postanowiłem porozmawiać z Lowveld Hunters. Prosiłem: stańcie na głowie, żeby tylko tego słonia mógł ustrzelić – tłumaczy. Pan Waldemar dopiął swego. Słoń padł z jego ręki. Ale myśliwy postanowił, że nie odpuści.

– Pozew dotyczy tylko pierwszego wyjazdu – tłumaczy i dodaje: – Gdyby pan wykupił wczasy w Egipcie, a biuro podróży zawiozło pana w zupełnie inne miejsce i tłumaczyło, że wszystko jest okej, to jak by się pan zachował? Z polowaniem, nawet w Afryce, jest tak samo. Zresztą takie polowania to nic nadzwyczajnego. Coraz więcej ludzi tam jeździ. Niech pan wierzy albo nie, ale jest to tańsze niż komercyjne polowanie w Polsce.

Daniel Majchrzak reprezentujący w sądzie pozwanego: – Zwierzęta mają to do siebie, że raczej starają się unikać myśliwych. Wprawdzie w pewnym polskim filmie bohaterowie przemalowywali świnię tak, by wyglądała jak dzik i wyszła wprost pod lufę partyjnego dygnitarza, ale chyba nie o takie łowy chodziło w tym wypadku. A pan I.? No cóż, decyzję o tym, że z naszym klientem spotka się na sali sądowej, podjął jeszcze przed drugim wyjazdem do Zimbabwe. Widać niektórym emocje związane z polowaniem nie wystarczą.

Waldemar I., przedsiębiorca z Bytowa na Pomorzu, dobiega sześćdziesiątki. Ma na sobie dżinsy, zieloną kamizelkę i kapelusz z pokaźnym rondem. Początkowo grzecznie, ale stanowczo ucina pytania: – Nie chcę rozmawiać, a już na pewno nie przed wyrokiem – deklaruje. – Dziennikarze robią z tego wielką sensację, a przecież sprawa jest banalnie prosta. Zawarłem umowę z firmą, która się z niej nie wywiązała.

Ale określenie "banalnie" nie jest chyba w tym wypadku najtrafniejsze. Chodzi bowiem o słonia. Pan Waldemar chciał go upolować w Zimbabwe, długo jednak obchodził się smakiem. Teraz chce zwrotu poniesionych kosztów – 37 tysięcy złotych. We wtorek poznański Sąd Rejonowy zakończył proces w tej sprawie. Wyrok ogłosi 15 lutego.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem