Za lasami i górkami, z dala od warszawskiego zgiełku, w podotwockim lesie mieszka muzyczny czarodziej. Nazywa się Seweryn Krajewski.
Przeganiał dziennikarzy i długo nie wychylał nosa z domu, by nie przegapić dźwięków, jakie przychodzą do niego nocą, przez otwarte okno, w blasku księżyca. Tak zebrał kilkanaście przebojowych melodii. Pełne emocji i refleksyjne teksty napisał do nich Piasek. Jak tylko umiał, odwdzięczył się za muzykę z albumu „Spis rzeczy ulubionych”. Powrócił nim triumfalnie, z powodzeniem rywalizując z takimi tuzami rocka jak Hey. Po premierze „Jak tam jest” w spisie rzeczy ulubionych Polaków powinna znaleźć się płyta pana Seweryna.
Najsłynniejszemu polskiemu melodyście przylepiano różne etykietki: Paula McCartneya z Czerwonych Gitar, smutasa, dziwaka, melancholika. Każdy, kto ma uszy otwarte, usłyszy w nowych piosenkach oryginalną symfonię radości. Rozpoczyna ją klasycyzująca uwertura zaaranżowana przez Krzysztofa Pszonę, producenta albumu. Jest jak poranna zorza. Tymczasem akustyczna gitara i partia wokalna Krajewskiego śpiewającego o widoku ze wzgórza ma siłę letniego wschodu słońca: oślepia muzycznym blaskiem. To inwokacja skierowana do siebie, by nie przegapiać uroków świata.
„Ławeczka” jest głównym motywem albumu, powraca kilkakrotnie. Symbolem różnych etapów naszego życia: oczekiwania na szczęście, miłości, pożegnań i powrotów. Piasek nawiązał do hitu Czerwonych Gitar „Tak bardzo się starałem”. Zawsze jest nadzieja, że zawładnie nami wielkie uczucie i jak sztubacy wytniemy na parkowej ławce przebite serce. Autor słów pojawia się gościnnie w przebojowym „Dymie”, w finale zaś dołącza Piotr Cugowski. Krasnoludki w domu kompozytora plotkują, że zdobył jego zaufanie i to nie koniec współpracy.