To była już trzecia wizyta w Polsce artysty, który od lat utrzymuje podczas występów najwyższą temperaturę emocji. Robi furorę nie tylko śpiewem, ale i kondycją, w charakterystyczny tylko dla siebie sposób podskakując ponad scenę – jakby wciągała go gigantyczna trąba powietrzna. Tak szybko i dynamicznie jak on grał chyba tylko petersburski zespół Leningrad, wzorując się zresztą na Chao. Nie wytrzymał jednak tempa. Rozpadł się. Dziś Manu pozostał na scenie bez konkurencji.
Obecność muzyka w Poznaniu wiązała się z tegorocznym hasłem festiwalu „Wykluczeni". Manu jest guru wszystkich tych, którzy – z własnej chęci bądź z życiowej konieczności – znaleźli się na marginesie lub na manowcach kapitalistycznego społeczeństwa. Jego piosenki nawiązują do etnicznych brzmień, stanowią połączenie reggae, punku i rytmów latynoamerykańskich. Mają charakter globalny i są rozumiane wszędzie, bo wokalista śpiewa je po angielsku, hiszpańsku, francusku, portugalsku i arabsku.
Stały się manifestami alterglobalizmu, a Manu bierze udział w protestach towarzyszących szczytom najbogatszych. Opowiada się za opodatkowaniem operacji giełdowych, a podczas występów żąda poszanowania praw człowieka w Zairze, Kongu, Palestynie, a także w Czeczenii.
– Antyglobalista to dziś bardzo wyświechtane pojęcie, media manipulują nim – powiedział „Rz" podczas pierwszej wizyty w Polsce. – Dlatego uważam się za obywatela świata i wiem na pewno, że świat w dzisiejszej formule politycznej i gospodarczej zmierza ku katastrofie. Bez względu na to, gdzie się pojawię, wszyscy mówią o skorumpowaniu polityków. Coraz większe poparcie zdobywają demagodzy.
Bunt ma w genach. Jest synem emigrantów z frankistowskiej Hiszpanii. Wychował się w Paryżu. Rodzina wspierała wielu uchodźców politycznych, m.in. z Ameryki Południowej. W domu bywało wielu intelektualistów. Jako czterolatek przesiadywał na kolanach Garcii Marqueza. Z czasem zaczęli biedować i zamieszkali na przedmieściach. Kiedy był nastolatkiem, Manu miał do wyboru: zostać dilerem albo piłkarzem. Miał szczęście, że na pobliskim boisku grało się w piłkę, ale i na gitarze.