Oryks szablorogi (Oryx dammah), adaks (Addax nasomaculatus) i gazela dama (Gazella dama) - to gatunki, których można by wypatrywać podczas podróży przez Afrykę... gdyby nie to, że tam ich liczba drastycznie spadła. Bez trudu można je za to zobaczyć, i to na wolności (a właściwie na wielkich, trawiastych ranczach) w Teksasie. Jest ich tu wiele i żyją beztrosko. Beztrosko do czasu.
Bo jest haczyk. Co jakiś czas na ranczo zjeżdżają myśliwi. Słono płacą za przywilej strzelania do rzadkich zwierząt. Liczba osobników, które wolno im zabić, jest ściśle ograniczona. Właściciele gospodarstw przekonują, że dochody z takiego biznesu nie tylko pozwalają im się utrzymać (zapewne na co najmniej przyzwoitym poziomie), ale także - utrzymać w dobrej formie i warunkach wiele zwierząt, które w naturze zmierzają jako gatunki ku zagładzie. Tu zaś - przekonują ranczerzy - zwierzęta żyją w warunkach zbliżonych do naturalnych, czego nie można powiedzieć na przykład o ogrodach zoologicznych.
Te argumenty nie trafiają do obrońców praw zwierząt. Zwracają uwagę, że uzasadnianie komercyjnych polowań chęcią "ratowania gatunku" jest niestosowne i cyniczne. Chcą, by takim łowom położyć kres.