Z wypowiedzi ponad 50 rozmówców wyłania się portret artystki, która w polskim kinie mocno zaznaczyła swoją obecność, a za oceanem żyła złudzeniem własnej sławy i robiła wszystko, by nie przyznać się do porażki.
Komendołowicz dość konsekwentnie wykazuje, że model kobiety niezależnej, wręcz zadziornej, połączony — jak to mówiła Agnieszka Osiecka —z proletariacką urodą, który w Polsce intrygował i zachwycał, na widzach w USA nie zrobił wrażenia. Mimo pomocy męża, Davida Halberstama, Czyżewska nie była w stanie zaistnieć w tamtejszym życiu teatralnym ani filmowym. Przygarniając pod swój dach wielu znajomych z Polski, stała się dla swojej amerykańskiej rodziny prawdziwym utrapieniem. W książce Wydawnictwa Literackiego oprócz wypowiedzi pełnych kurtuazji, zachwytów, dowodów uznania można znaleźć sporo niepochlebnych słów.
Brak sukcesów za oceanem sprawił, że z roku na rok narastała w niej gorycz, którą topiła m.in. w alkoholu. Irena Grudzińska Gross wspomina, że w USA wielokrotnie zdarzało się, że cierpiała biedę. Żeby mieć na kawę i papierosy, oszczędzała na jedzeniu.
„Osuwam się coraz niżej w życiu sprzedając za bezcen raz obraz, a raz kanapę. W lodówce pustki, a znane nazwiska w notesie. Pewna liczba Polaków, których wydarzenia grudnia 1981 roku zatrzymały w USA, bardzo na ten notes liczyła" — wyznała w rozmowie z Elien Hopkins na łamach „New Yorkera".