Film daje popularność. Ale teatr stwarza szansę na spotkanie z literaturą. Jest wiele interesujących utworów współczesnych, po które rzadko sięga polskie kino. Miałem okazję grać w produkcjach, które gwarantowały godziwe pieniądze, ale przypominały amerykańską papkę. Wyjątkowo zdarzyły się takie rodzynki jak „Wojna polsko-ruska" Żuławskiego według Masłowskiej czy „Kret" Rafaela Lewandowskiego.
Bohater „Kreta" ma podobnie wyidealizowany wizerunek ojca jak duński książę.
Hamlet ma, moim zdaniem, idealistyczny obraz świata. Myślę, że trochę nawet infantylny. To było dość szczęśliwe dziecko – jak pisał Szekspir – nieco pulchne, odchowane w miłej atmosferze, w dobrych szkołach. Żył z boku, ale generalnie świat wydawał mu się pięknym miejscem, pełnym tajemnic.
Jedną z nich byłby duch ojca...
Trzeba przyjąć, że opowiadamy o ludziach, którzy wierzą w istnienie metafizyki, duchowości, wierzą w Boga lub coś, czego do końca nie rozumieją. Jednym z pytań, które zada sobie mój Hamlet, będzie: co jest takiego w człowieku, że się nie zabija, mimo że cierpi z miłości lub nie akceptuje świata, który widzi dookoła. Dziś niełatwo mu otworzyć firmę, zabierają mu prawo do zasiłku i codziennie ogląda polityków, którymi się brzydzi.
Dlaczego więc nie kończy tego życia, skoro jest mu tak źle?
Rozwaga czyni nas tchórzami. A rozwaga w tym przypadku to chyba nic innego jak strach i świadomość, że gdzieś indziej może być jeszcze gorzej niż tu. Wolimy pozostać w naszym codziennym piekle, niż wchodzić tam, gdzie może czekać coś, o czym nie śniło się nawet filozofom. Jak pan widzi, wplotłem w tę wypowiedź wszystkie możliwe cytaty utworu, ale trudno go nie przytaczać, gdy obcuje się z nim na co dzień od kilku miesięcy.
W Teatrze Współczesnym miał pan okazję grać dwa warianty Hamleta: Walę w „Udając ofiarę" i Płatonowa u Czechowa.
Wala był przykładem Hamleta skrajnie nihilistycznego. Z obecnym łączy go strach, nieodłączny element życia. Pokonanie strachu jest wyzwaniem. Myślę, że jedną z pierwszych oznak dojrzałości u Hamleta jest fakt, że całą winę niepowodzenia związku z Ofelią próbował wziąć na siebie. Wysyłając ją do klasztoru, tak naprawdę szuka dla niej ratunku. Z kolei Płatonow jest dużo bardziej biologiczny, fizyczny, działa bardziej emocjonalnie. Hamletowi, którego rozterki rozgrywają się w głowie, chcę dodać emocjonalności Płatonowa. Postaram się, by smutny książę nie był tylko romantycznym „chłopcem pod gruszą". Trzeba jednak pamiętać, że bohaterowie Szekspira mówią dużo więcej niż postacie Czechowa. Ich niesie słowo, wobec którego musimy mieć wiele pokory i nie dosypywać za dużo aktorstwa.
Zważywszy na nazwisko reżysera Macieja Englerta i Teatr Współczesny, nie będzie to spektakl awangardowy...
Nikt z realizatorów nie ma ochoty poprawiać Szekspira. Ten „Hamlet" rozgrywać się będzie wszędzie i nigdzie. To rodzaj moralitetu o tym, co nas boli od zawsze, o wątpliwościach, nadziejach, które towarzyszą nam od zarania i stale będą towarzyszyć. Dlatego tak bardzo jest aktualny w każdej epoce.
Hamlet podszyty Płatonowem
Rocznik 1978. Jeden z najwyżej cenionych i najpopularniejszych aktorów swego pokolenia.
Laureat m.in. Nagrody Cybulskiego, Złotej Kaczki, Kaliskich Spotkań Teatralnych, Feliksów Warszawskich. Krytycy zarzucają mu, że w kinie rozmienia się na drobne. Wyjątkami są „Wojna polsko-ruska", „Kret" czy „Handlarz cudów". W teatrze porusza się znacznie rozważniej. W warszawskim Współczesnym zagrał już m.in. Józefa K. w „Procesie" Kafki czy Płatonowa. Premiera „Hamleta" w reżyserii Macieja Englerta - 1 czerwca.