Reklama

Amerykanie sięgają do tradycji, Europejczycy patrzą szerzej na jazz

Koncerty saksofonistów Jana Garbarka i Raviego Coltrane'a na 54. festiwalu Jazz Jamboree pokazały jak bardzo europejski jazz różni się od amerykańskiego – pisze Marek Dusza

Publikacja: 26.11.2012 11:27

Jan Garbarek

Jan Garbarek

Foto: Archiwum autora, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Gdyby twórczość obu muzyków można było porównać do drzewa, to Ravi, syn wielkiego Johna Coltrane'a jest jego pniem, a Garbarek tworzy rozłożystą koronę. Korzenie obu tkwią w tej samej tradycji amerykańskiego hard-bopu. I choćby Ravi zapierał się, że nie czerpie natchnienia z nagrań swojego ojca, to wykonana w sobotę na bis kompozycja Johna Coltrane'a pokazała, że jest mu bardzo bliski, a w improwizacjach nawet bardziej namiętny.

Oba koncerty będące najważniejszymi wydarzeniami Jazz Jamboree szczelnie wypełniły publicznością sale na 400 i 300 miejsc. Czasy, kiedy do Sali Kongresowej stały kolejki spragnionych miłośników synkopy wspominają już tylko jazzfani po pięćdziesiątce. A przecież poprzedni, nie tak dawny występ Jana Garbarka na Jazz Jamboree oklaskiwała pełna Sala Kongresowa, blisko trzy tysiące słuchaczy. W tym roku Studio Polskiego radia im. W. Lutosławskiego okazało się za małe, bilety sprzedano w mig. To także efekt ich niskiej ceny, jeśli porównać ją z biletami na koncerty innych sław jazzu: Herbiego Hancocka, Diany Krall czy Ala Di Meoli.

Jan Garbarek zagrał ze swoim kwartetem nowe kompozycje i kilka starszych, przebojowych tematów. Obecność w zespole hinduskiego wirtuoza instrumentów perkusyjnych Triloka Gurtu i inspiracje muzyką świata czynią muzykę Garbarka przystępną dla szerszych kręgów słuchaczy. A jego zdolność do tworzenia melodyjnych tematów zbliża go do muzyki pop. To źle - twierdzą jazzowi ortodoksi. To wspaniale - mówią miłośnicy dobrej muzyki głosując za nim portfelami.

W Warszawie, jak i wcześniej w Bielsku-Białej siłą Garbarka okazały się także zróżnicowane aranżacje. Zostawił sporo miejsca na improwizacje członkom swojego kwartetu. Brazylijski basista Yuri Daniel pokazał, że potrafi grać w stylu zarówno Jaco Pastoriusa jak i Marcusa Millera. Pianista o kamiennej twarzy Rainer Brüninghaus był bardzo oszczędny, ale w finale solówki grzmotnął w klawiaturę niczym piorun. Klasą dla siebie był Trilok Gurtu grający rytmy tak gęste i zawiłe, że trudno było za nimi nadążyć. Różnicował brzmienia wykorzystując instrumenty i zabawki, a nawet wiadro z wodą. To był pokaz, który na chwilę zdominował koncert. Garbarek celnie spuentował go brzmieniem egzotycznego fletu.

Na tym tle kwartet Raviego Coltrane'a był jazzowym monolitem w klasycznym stylu. Lider zachwycił od razu brzmieniem swojego saksofonu tenorowego. Nad rozpoznawalnym, oryginalnym brzmieniem pracował latami po to, by nikt nie porównywał go do ojca ani do współczesnych mistrzów. W Teatrze Capitol doskonale słychać było wszelkie niuanse tego brzmienia. Program zawierał przede wszystkim kompozycje Raviego z najnowszego albumu „Spirit Fiction" wydanego przez wytwórnię Blue Note, najlepszego w karierze artysty.

Reklama
Reklama

Można było mieć wątpliwości, czy nagrany z gwiazdami album będzie miał tę samą siłę wyrazu, co zagrany na żywo z młodymi muzykami. Obawy były niesłuszne, bo koncertowe wykonania okazały się lepsze niż te ze studia.

Ravi Coltrane przeplatał własne kompozycje standardami. I choć aranżacje można określić jako tradycyjne: temat, solówki, temat, to właśnie w popisach każdego z muzyków można się było zasłuchać. Kunszt i wyobraźnia improwizatorów stworzyły dramaturgię tego koncertu. Siłą amerykańskiego kwartetu okazał się pulsujący pod skórą rytm, witalność i finezja. Ravi Coltrane i jego muzycy grali tak, jak najlepsze zespoły z przełomu lat 50. i 60. wzbogacone doświadczeniami nowoczesnego jazzu z odrobiną free.

Konkluzja z obu koncertów gloryfikuje jazz europejski, który ma szersze spojrzenie na muzykę całego świata i nie deprecjonuje pozycji Amerykanów, którzy ciągle mają dużo do pokazania. Tak jak Garbarek silnie działa na intelekt, rozbudza emocje, tak młody Coltrane podkreśla nie słabnącą siłę tradycji i zachęca do nowego na nią spojrzenia.

Na Jazz Jamboree usłyszymy jeszcze formację r'n'b Reel People z Wielkiej Brytanii (29.11. Palladium), Bente Kahan (3.12. MCKiS) i Annę Riveiro (9.12. Synagoga im. Nożyków).

Gdyby twórczość obu muzyków można było porównać do drzewa, to Ravi, syn wielkiego Johna Coltrane'a jest jego pniem, a Garbarek tworzy rozłożystą koronę. Korzenie obu tkwią w tej samej tradycji amerykańskiego hard-bopu. I choćby Ravi zapierał się, że nie czerpie natchnienia z nagrań swojego ojca, to wykonana w sobotę na bis kompozycja Johna Coltrane'a pokazała, że jest mu bardzo bliski, a w improwizacjach nawet bardziej namiętny.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama