Jestem robotnikiem teatralnym

Piotr Fronczewski o roli w sztuce "Ja, Feuerbach" na scenie Ateneum, o Tadeuszu Łomnickim i Gustawie Holoubku i o odwiecznych rozterkach aktora, rozmawia z Jackiem Cieślakiem

Publikacja: 01.02.2013 17:14

Piotr Fronczewski, ur. 1946, absolwent warszawskiej PWST (1968). Debiutował jako 12-latek w filmie „

Piotr Fronczewski, ur. 1946, absolwent warszawskiej PWST (1968). Debiutował jako 12-latek w filmie „Wolne miasto”, dziś jeden z najwszechstronniejszych aktorów teatralnych, filmowych, radiowych i telewizyjnych, doskonały zarówno w repertuarze dramatycznym, jak ?i komediowym. Jego dorobek ?to prawie 200 ról filmowych ?i serialowych oraz około 100 ról teatralnych. Laureat m.in. ?20 nagród filmowych oraz radiowego „Złotego Mikrofonu”.

Foto: Archiwum Teatru Ateneum

Rz: Reżyseruje pan z własnym udziałem sztukę „Ja, Feuerbach", która stała się teatralną legendą dzięki kreacji Tadeusza Łomnickiego. Co pana zainteresowało w tym dramacie, którym aktorzy sumują życie na scenie, skoro wygląda pan rześko, a wręcz pięknie i młodo?

Piotr Fronczewski:

Mnie też do tego tekstu przywiodła myśl, by postawić teatralną kropkę. Ale też poczekać na to, co będzie dalej. Trochę pomógł przypadek. Kilka lat temu Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia, mój przyjaciel i reżyser, spytał, czy nie chciałbym nagrać „Ja, Feuerbacha". Oczywiście, mam świadomość spektaklu Tadzia Łomnickiego sprzed ćwierć wieku, więc niezbyt odważnie, ale z chęcią podjąłem próbę. Tekst znałem, przeczytałem go jeszcze raz i przystąpiliśmy do nagrania w studio na Woronicza bez żadnej próby, jak to się czyni zazwyczaj. Potraktowałem rzecz jako akt improwizacji, prawie a vista, a potem poprosiłem Janusza o to, by dał mi posłuchać nagrania po skrótach i montażu. Muszę się przyznać, że wysłuchałem zapisu z zainteresowaniem: był do przyjęcia. Zapadł mi w pamięć na tyle, że teraz jesteśmy przed premierą w Teatrze Ateneum – w zupełnie innych warunkach, z inną obsadą. Zawsze, kiedy teatr zabiera się do premiery, powstaje, chcąc nie chcąc, w e r s j a sztuki. Teatr nie stawia ostatecznej diagnozy, nie daje ostatecznego rozstrzygnięcia. Aktorzy zawsze stają przed kolejną próbą opowiedzenia Szekspira, Moliera, Ibsena. A w naszym przypadku – Tankreda Dorsta.

KONKURS

Dla naszych czytelników mamy dwa podwójne zaproszenia na spektakl "Ja, Feuerbach", grany w Teatrze Ateneum 6 lutego. Aby je  wygrać, wyślij w poniedziałek (4 lutego) esemes z kodem - ZW.01.Imię Nazwisko  na nr 71601 (cena 1 zł plus VAT - 1,23 zł).

Wygrywa co drugi esemes nadesłany na dany kod w godz. 13-15 w dniu 4 lutego, do momentu wyczerpania puli nagród (zaproszenia będzie można odebrać na miejscu, informacja o wygranej znajdzie się w sms-ie zwrotnym).

W spektaklu Tadeusza Łomnickiego znalazły się motywy starości i odchodzenia. Pan zwraca uwagę na kwestię odrzucenia starego teatru przez młode pokolenie i braku szacunku dla starszych generacji.

Myślę, że zupełnie inaczej patrzę na sztukę Tankreda Dorsta niż Tadeusz Łomnicki, inaczej ją rozumiem. Jak sobie przypominam, w tamtym spektaklu w przewadze była to historia: ON – czyli Tadeusz, w teatrze, jego maestria, wyobraźnia, wirtuozeria, talent i geniusz. Mój Feuerbach będzie krańcowo inny. Tak jakby był jeszcze inny, gdyby zagrali go Jurek Trela, Jerzy Radziwiłowicz czy Janusz Gajos.

Feuerbach Łomnickiego był podszyty strachem.

Przede wszystkim był agresywny, choć także odważny. Bliski przesilenia i szaleństwa.

Co następowało.

Tak. To się wyrażało w gestyce, mimice, jego ekspresji. Ja chciałbym, żeby spotkanie starego aktora z młodym asystentem było przede wszystkim rozmową, dialogiem, mimo że partner jest młody i niewiele wie o teatrze, o filozofii teatru, jego tradycji i obyczaju. Prawdopodobnie niewiele też rozumie, bo znalazł się w nim przez przypadek. I właśnie przed kimś takim Feuerbach zwierza się, dokonuje wyznania swojej teatralnej religii.

Dramat polega również na tym, że przed kimś takim musi wygłosić sceniczny testament.

To jest coś na wzór testamentu, bo Pan Feuerbach jest w fazie schyłkowej. Ale chcę go przedstawić przede wszystkim jako człowieka wrażliwego, arcywrażliwego, ze świadomością artystyczną, z zasobem wiedzy o teatrze i „wizją, którą przyjmuje z najwyższą pokorą". Świadomie przeżywa teatr i swoją obecność na scenie. Jest cichy, pełen pokory, niepozorny. Nie do rozpoznania w ulicznym tłumie. Ma jednak wyobraźnię, wnętrze, wrażliwą duszę, jest niemal obdarzony metafizyczną poświatą. Stara się mówić o metafizyce przedstawicielowi nowego myślenia o teatrze, a mówiąc wprost – barbarzyńcy. Młodemu, ironicznemu, pogardliwemu człowiekowi, który odmawia Feuerbachowi racji bytu. Reprezentuje to pokolenie, które odrzuca historię teatru, tradycję, obyczaje.

Czy pozostawił pan motyw zakładu psychiatrycznego, w którym leczył się Feuerbach, nim postanowił powrócić do teatru?

Tak, ale nie chcemy pokazywać człowieka silnie chorego, tylko kogoś, kto pod wpływem bardzo emocjonalnej rozmowy wywołuje incydent, będący świadectwem nie w pełni kontrolowanych emocji. Choroba pozostaje nierozpoznana. Może to rezultat załamania nerwowego, depresji, złożonego stanu lękowego? Coś, co każdemu może się zdarzyć. Tekst jest dlatego ciekawy, że nie domyka historii. Wszystko jest niedopowiedziane. Nie wiadomo, czy Feuerbach jest wielkim artystą czy konfabuluje? Nie wiadomo, kim jest dyrektor teatru Lettau. Niejasna jest też postać asystenta, choć na mój gust jest pozbawiony uczuć wyższych, empatii, współczucia. Jeśli już, prezentuje tylko litość, a jest ona uczuciem podłym. Nie do końca jest rozpoznana również kobieta z psem, z psem, który również jest niejasny, bo jest jednocześnie na portierni i widzi go Feuerbach na scenie.

Sztuka jest nasycona odwołaniami do arcydzieł literatury. Dla Łomnickiego stanowiły pretekst do retrospekcji bądź aktorskiego popisu. Jak pan je potraktuje?

Jak mawiał mój ukochany Gucio Holoubek, zawsze warto odwołać się do siebie, pod warunkiem że się tam kogoś zastanie. W moim przypadku z dorobkiem bohatera Tankreda Dorsta współgra tylko jeden szczegół biograficzny. Tak jak on grałem Edypa, tu, na scenie Ateneum, w reżyserii Gustawa Holoubka. Cała reszta będzie moim osobistym spojrzeniem na tekst. Mój Feuerbach nie będzie epatował sztuczkami technicznymi, sprawnością warsztatową, swoistą ekwilibrystyką i magią teatru, co było widoczne w roli Tadeusza i miało prawo być. Mój bohater jest rodzajem sługi teatralnego wobec publiczności, sztuki, ale i Boga. Ta relacja i ten aspekt jest bardzo istotny.

Miał pan okazję, jak rzadko który aktor, być z jednej strony asystentem Tadeusza Łomnickiego, z drugiej zaś pracował z Gustawem Holoubkiem w Dramatycznym i Ateneum. Jak się pan odnalazł między tymi wielkimi teatrami, które obaj tworzyli w życiu i na scenie

?

Nie da się ukryć, że powojenna historia polskiego teatru oparta jest w dużej mierze na dwóch filarach, „dźwigarach", czyli Łomnickim i Holoubku. Tadeusza dobrze znałem, byliśmy w dobrej komitywie. Podziwiałem jego wielkość i odwagę, wirtuozerię, szamanizm i magię. Na pewno był schowany za formę, za maskę, warsztat aktorski. Dlaczego? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi. Transfiguracja, przybranie pozy, maski, zbudowanie swoistego parawanu jest znanym zabiegiem w sztuce teatru. Gustaw Holoubek dokonał innego artystycznego wyboru. Filtrował teatr przez siebie, swoją osobowość, indywidualność, swój potencjał intelektualny. Czy da się połączyć teatry Tadeusza Łomnickiego i Gustawa Holoubka? Nie wiem. Ważne jest, żeby mieć własny charakter pisma. Teatr nie jest niczym innym jak próbą opisania i zrozumienia świata. Należę do „robotników teatralnych" z etykietką sługi. Próbuję. Aktor próbuje do końca życia. Nigdy nie jest pewny swego. Decyduje się wyjść do ludzi, ale czuje, że bierze udział w permanentnym konkursie, jakby zdawał za każdym razem egzamin. Aktorstwo jest też bardzo szczególnym dowodem tożsamości, pozwalającym rozpoznać człowieka w całej jego złożoności.

Fantastyczny jest plakat, który pokazuje, że robotnik teatru, który chowa się za kurtyną, ma na palcu książęcy, a może królewski sygnet. Widzę go na pańskiej dłoni.

Nie rozstaję się z nim.

Proszę go nie zdejmować. To się już wydało.

Cieszę się, że pan zauważył plakat. To mój pomysł na Feuerbacha. Nie podnosi kurtyny zdecydowanym gestem, nie zmierza śmiałym, mocnym krokiem na środek sceny. Uchyla kurtynę dyskretnie. Prawdopodobnie nie jest pewien, czy może wejść na scenę. Czy ma w ogóle prawo na niej być. Jest pełen lęku, niepokoju, obawy.

rozmawiał Jacek Cieślak

Rz: Reżyseruje pan z własnym udziałem sztukę „Ja, Feuerbach", która stała się teatralną legendą dzięki kreacji Tadeusza Łomnickiego. Co pana zainteresowało w tym dramacie, którym aktorzy sumują życie na scenie, skoro wygląda pan rześko, a wręcz pięknie i młodo?

Piotr Fronczewski:

Pozostało 96% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"