Rz: Reżyseruje pan z własnym udziałem sztukę „Ja, Feuerbach", która stała się teatralną legendą dzięki kreacji Tadeusza Łomnickiego. Co pana zainteresowało w tym dramacie, którym aktorzy sumują życie na scenie, skoro wygląda pan rześko, a wręcz pięknie i młodo?
Piotr Fronczewski:
Mnie też do tego tekstu przywiodła myśl, by postawić teatralną kropkę. Ale też poczekać na to, co będzie dalej. Trochę pomógł przypadek. Kilka lat temu Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia, mój przyjaciel i reżyser, spytał, czy nie chciałbym nagrać „Ja, Feuerbacha". Oczywiście, mam świadomość spektaklu Tadzia Łomnickiego sprzed ćwierć wieku, więc niezbyt odważnie, ale z chęcią podjąłem próbę. Tekst znałem, przeczytałem go jeszcze raz i przystąpiliśmy do nagrania w studio na Woronicza bez żadnej próby, jak to się czyni zazwyczaj. Potraktowałem rzecz jako akt improwizacji, prawie a vista, a potem poprosiłem Janusza o to, by dał mi posłuchać nagrania po skrótach i montażu. Muszę się przyznać, że wysłuchałem zapisu z zainteresowaniem: był do przyjęcia. Zapadł mi w pamięć na tyle, że teraz jesteśmy przed premierą w Teatrze Ateneum – w zupełnie innych warunkach, z inną obsadą. Zawsze, kiedy teatr zabiera się do premiery, powstaje, chcąc nie chcąc, w e r s j a sztuki. Teatr nie stawia ostatecznej diagnozy, nie daje ostatecznego rozstrzygnięcia. Aktorzy zawsze stają przed kolejną próbą opowiedzenia Szekspira, Moliera, Ibsena. A w naszym przypadku – Tankreda Dorsta.
KONKURS
Dla naszych czytelników mamy dwa podwójne zaproszenia na spektakl "Ja, Feuerbach", grany w Teatrze Ateneum 6 lutego. Aby je wygrać, wyślij w poniedziałek (4 lutego) esemes z kodem - ZW.01.Imię Nazwisko na nr 71601 (cena 1 zł plus VAT - 1,23 zł).