Intrygujący, młody, europejski jazz na festiwalu 12 Points w Dublinie

Czterodniowy festiwal 12 Points zaprezentował w Dublinie więcej młodego, europejskiego jazzu niż kiedykolwiek słyszeliśmy w Polsce.

Aktualizacja: 18.02.2013 14:21 Publikacja: 18.02.2013 14:07

Intrygujący, młody, europejski jazz na festiwalu 12 Points w Dublinie

Foto: fot. Marek Dusza

Saksofonistki z Finlandii i Norwegii, wokalistki ze Szwecji, Niemiec i Szwajcarii, pianiści z Grecji i z Włoch, big band z Manchesteru, muzyka klubowa z Wiednia i Dublina. Wszystkich oklaskiwała w Dublinie międzynarodowa publiczność zaciekawiona tym, jak improwizuje się w Europie.

Określenie jazz zawęziłoby muzykę prezentowaną w Project Arts Centre na Temple Bar w Dublinie. To był szeroki strumień muzyki improwizowanej. Zaczęło się od tria Mopo z Helsinek, które sięgnęło do fińskiego folku. - Gramy w różnych zespołach, nie tylko jazzowych. Mopo jest sumą naszych różnorodnych zainteresowań i doświadczeń - powiedziała „Rz" sympatyczna saksofonistka Linda Fredriksson. Publiczność zadziwiła ekspresyjnymi improwizacjami na dwóch saksofonach: barytonowym i altowym równocześnie. Kontrabasista Eero Tikkanen, który przypadkiem przewrócił butelkę z wodą mineralną, zrobił z tego zdarzenia mini-performance.

Duet multiinstrumentalistów Lukas Koenig/Leo Riegler czyli Koenigsleopold z Wiednia połączył teatr z muzyką klubową. - Nie wyznaczmy sobie żadnych stylistycznych ram, nasze koncerty są całkowicie improwizowane, a jedynym ograniczeniem jest to, czego nie mamy akurat pod ręką - powiedział perkusista Lukas Koenig, który grał także na syntezatorze. Leo Riegler zaczął koncert od recytacji w niezrozumiałym języku, co brzmiało jak rewolucyjny manifest. Jeśli awangardą jest brak jakichkolwiek stylistycznych odnośników, to Austriacy w pełni zasłużyli właśnie na takie określenie.

Amerykański saksofonista John Dikeman przyjechał do Amsterdamu kilka lat temu, a w zespole Cactus Truck znalazł holenderskich wyznawców free-jazzu w najbardziej ekstremalnym wydaniu. Fala energii, jaka płynęła przez 50 minut ze sceny przekroczyła próg wytrzymałości niektórych słuchaczy. Kiedy kilka osób opuszczało salę wykorzystując przerwę między utworami, trio zagrało kilkunastosekundowy fragment, który był idealną puentą koncertu. Gdy niespodziewanie zakończyli występ, podniosły się rozżalone głosy, domagające się jeszcze więcej energetycznych dźwięków i rytmów przyspieszających bicie serca.

Festiwal 12 Points

Z nie mniejszą siłą zabrzmiał Beats & Pieces Big Band z Manchesteru, w którym średnia wieku muzyków niewiele przekraczała dwadzieścia lat. Lider, kompozytor i dyrygent Ben Cottrell przypominający wyglądem młodego Paula McCartneya miał na pulpicie laptop z graficznymi schematami interpretacji w stylu Anthony'ego Braxtona i urządzenie wytwarzające elektroniczne efekty wtapiające się w tło orkiestry. To był występ, którego nie da się porównać z klasycznymi big bandami, ale potęga brzmienia była nie mniejsza niż u Amerykanów.

Poza jazz wyszło także trio wokalno-perkusyjne Soil Collectors ze Szwecji. Żeńskie głosy zwielokrotnione i zmienione przez elektroniczne efekty wywoływały w temacie „Papa" mrowienie na skórze. Nawet gdyby nie zapowiedziano go jako komentarz do książki opisującej przemoc w rodzinie, można się było domyśleć, że temat dotyka poważnych problemów.

Publiczność wypełniająca salę koncertową Project Arts Centre miała okazję wysłuchać także prawdziwego jazzu w dojrzałym wykonaniu. Odkryciem było trio włoskiego pianisty Enrico Zanisiego. Jego improwizacje nawiązywały do najlepszych amerykańskich i europejskich wzorów. Młody Rzymianin wypracował jednak własny styl pełen kolorowych akordów, ujmujący ciepłem harmonii. Wirtuoz fortepianu w pełni zasłużył na miano „Największy Talent Jazzu" we Włoszech. Perkusista Alessandro Paternesi wręcz pieścił czynele i bębny wczuwając się w poetyckie kompozycje pianisty. W czasie koncertu Enrico Zanisi Trio skupienie publiczności sięgnęło zenitu. Obcując z taką muzyką nie można było uronić choć jednej nuty. Kontrabasistą w trio jest Amerykanin Joseph Rehmer. Coraz częściej adepci jazzowej sztuki improwizacji zza oceanu szukają szczęścia i możliwości rozwoju w Europie.

Z trudnego zadania solowego recitalu dobrze wywiązał się grecki pianista Nikolas Anadolis z Salonik. Potrafi zajmująco improwizować nie zapominając o chwytliwych liniach melodycznych. Piękne brzmienie saksofonowych solówek zaprezentowała Hanna Paulsberg z Trondheim. Towarzyszył jej zespół kompetentnych muzyków potwierdzający wysoki poziom norweskiego jazzu. Nieco zachowawczo wypadła pianistka, wokalistka Olivia Trummer z Berlina. W jej zespole grał na perkusji urodzony w Polsce Bodek Janke.

Intrygujące połączenie jazzu i elektroniki przedstawili Irlandczycy z grupy OKO. Każdy z muzyków miał do dyspozycji kilka urządzeń, których nie zawahał się wykorzystać do wzbogacenia tradycyjnego instrumentarium. Szalejący za gramofonem i przystawkami didżej nie pozostawił wątpliwości, że w muzyce klubowej Dublin może rywalizować z Ibizą.

Grupa OZMA ze Strasbourga zaprezentowała natomiast radosną odmianę free-jazzu stając się wyznacznikiem wszystkiego, co atrakcyjne w europejskim jazzie: entuzjazmu, ekspresji i pomysłowości.

Europejski jazz ma młodą, uśmiechniętą twarz, co wyraźnie było widać w Dublinie. Saksofonistki Linda Fredriksson i Hanna Paulsberg zrobiły sobie razem zdjęcie i opublikowały na FaceBooku. Paulsberg z entuzjazmem wypowiadała się o koncercie duetu koenigsleopold, choć sama jest jakby „z innej bajki".

Chęć tworzenia wolnej muzyki jest silniejsza niż trudności w organizacji tras koncertowych. Chętnych do uprawiania jazzu w Europie nie zabraknie, podobnie jak entuzjazmu słuchaczy.

Szkoda, że młodzi europejscy muzycy tak rzadko przyjeżdżają do Polski. Jeśli sami nie potrafimy zorganizować takiego festiwalu, jak 12 Points, zaprośmy go do nas. Co dwa lata impreza migruje z Dublina. W przyszłym roku odbędzie się w Umei na północy Szwecji, Europejskiej Stolicy Kultury 2014. Miejmy nadzieję, że wśród kolejnych dwunastu młodych talentów znajdzie się zespół z Polski. Warto aplikować, bo polski jazz też ma wiele ciekawych projektów. Często na wyższym, artystycznie poziomie, choć może nie tak odważnych w przełamywaniu stylistycznych granic.

Saksofonistki z Finlandii i Norwegii, wokalistki ze Szwecji, Niemiec i Szwajcarii, pianiści z Grecji i z Włoch, big band z Manchesteru, muzyka klubowa z Wiednia i Dublina. Wszystkich oklaskiwała w Dublinie międzynarodowa publiczność zaciekawiona tym, jak improwizuje się w Europie.

Określenie jazz zawęziłoby muzykę prezentowaną w Project Arts Centre na Temple Bar w Dublinie. To był szeroki strumień muzyki improwizowanej. Zaczęło się od tria Mopo z Helsinek, które sięgnęło do fińskiego folku. - Gramy w różnych zespołach, nie tylko jazzowych. Mopo jest sumą naszych różnorodnych zainteresowań i doświadczeń - powiedziała „Rz" sympatyczna saksofonistka Linda Fredriksson. Publiczność zadziwiła ekspresyjnymi improwizacjami na dwóch saksofonach: barytonowym i altowym równocześnie. Kontrabasista Eero Tikkanen, który przypadkiem przewrócił butelkę z wodą mineralną, zrobił z tego zdarzenia mini-performance.

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla