Gdy uczucia bywają ważniejsze od obowiązków

Waldemar Zawodziński, reżyser o świecie „Poławiaczy pereł”, w którym wiara i natura splatają się ze sobą, i o kosmicznym wnętrzu Hali Stulecia.

Publikacja: 30.10.2013 07:40

Gdy uczucia bywają ważniejsze od obowiązków

Foto: Opera wrocławska, Marek Grotowski Marek Grotowski

Jak pan zareagował na propozycję wystawienia tego właśnie utworu Georgesa Bizeta?

Waldemar Zawodziński:

Z niewiadomych właściwie powodów ta opera rzadko jest obecna na scenach. A przecież ma interesujące libretto, dobrą, spójną i klarowną muzykę. Natomiast pomysł wystawienia jej w Hali Stulecia początkowo trochę mnie zaniepokoił. „Poławiacze pereł" są w sumie kameralnym utworem, fantastycznie nadającym się na scenę teatralną, natomiast w megawidowisku mogą przysporzyć trudności. Ale z drugiej strony mamy tu dużo scen zbiorowych, a atutem libretta i muzyki jest wszechobecność rytuału w wymyślonym, bo przecież nieprawdziwym, świecie Orientu. Praca przechodzi w nim w modły i tańce, którymi cejlońska społeczność stara się obłaskawić bóstwo oraz wyprosić dla siebie pomyślność. Akcja przesycona jest wiarą, obecnością bogów oraz organiczną religijnością.

Religia ma zawsze elementy teatralne.

Tak, tu wypełnia ona wszystkie dziedziny życia. Zabawa przechodzi w rytuał, ten z kolei zmienia się w realistyczną sytuację. Wszystko znajduje odbicie w zdarzeniach i w muzyce, nie ma podziału na to, co sakralne i co zwyczajne. „Poławiacze pereł" należą do tych nielicznych oper, w których chór i tancerze pojawiają się jednocześnie tworząc wspólny świat. Taki był zamysł kompozytora. Dla mnie jako inscenizatora bardzo interesujące jest pokazanie, jak wiara i natura determinują życie społeczności, nie pozostając ze sobą w opozycji. Ludzie żyją porami dnia i nocy, porami roku, podporządkowani naturze, w której jest wszechobecne bóstwo. Dlatego, gdy złamane zostają śluby złożone bogu, wybucha burza. To bardzo pociągający obraz dla inscenizatora.

Trzeba go jednak wykreować, nie można się odwołać do żadnych źródeł historycznych. Taka rzeczywistość nigdy nie istniała.

Oczywiście, w końcu początkowo autorzy libretta zakładali, że akcja będzie rozgrywać się w Meksyku, ale potem padło na Cejlon. Nie jest więc ważne, czy „Poławiacze pereł" mają odniesienie do konkretnych systemów religijnych. Fascynująca jest rzeczywistość religijno-mistyczna stworzona w tej operze. Obecny w niej jest również stary schemat miłosnego trójkąta, został jednak pięknie rozpisany, nie ma w nim żadnej sztampy. Takie erotyczne zapętlenie rzadko się w operach zdarza. Jest w tej miłości pożądanie i zranienie, siła przeznaczenia i niemoc uwolnienia się od tego, co bohaterów pęta, miłość przyjacielska i zobowiązanie wobec drugiego człowieka, który dał nam tak wiele, że nie powinniśmy go skrzywdzić. Mamy do czynienia z ogromnie powikłanymi relacjami między bohaterami, więc dopiero ofiara złożona bóstwu może ich wyzwolić z owego zapętlenia. A wszystkie emocje zostały opowiedziane również muzyką, co czyni tę operę nietuzinkową.

Jak jednak uczuciową intymność pokazać w wielkim widowisku?

Akcja „Poławiaczy pereł" rozgrywa się w zamkniętej społeczności, niejako na oczach innych. I również na wielu planach, co wręcz wymusza na realizatorze konieczność stworzenia bardzo kameralnych scen, jednak zawsze w pewnym kontekście, Wszystko rozgrywa się bowiem w świecie, który otacza bohaterów. Kompozytor rzadko pozwala nam o nim zapomnieć, dlatego chór ciągle pojawia się na drugim planie, ktoś podsłuchuje zakochanych, gdzieś gasną lub zapalają się światła. Proszę pamiętać, oglądając przedstawienie, że nie są to dodatki wymyślone przez realizatorów, ale elementy wpisane w utwór przez jego autorów, a budujące rzeczywistość „Poławiaczy pereł". Reżyser musi wydobyć intymność ukrytą wśród rozbudowanych scen. Mamy więc materiał na duże widowisko, choć wymaga to precyzyjnego ustalenia hierarchii zdarzeń.

Sądzi pan, że widz potraktuje „Poławiaczy pereł" jako uniwersalną opowieść czy też będzie to dla niego tylko opowieść w kostiumach?

Jest w tej operze zaznaczony jeszcze jeden ważny problem. Kapłanka Leila ma zobowiązania wobec bóstwa i wobec ludzi, decyduje się na obowiązek dyktowany przez serce. Z kolei Zurga staje się przywódcą i wie, że dobrze wypełni zadanie opiekowania się społecznością, której los został mu powierzony. A jednak niszczy dobytek tcałej zbiorowości, ratując ukochanego przyjaciela i ukochaną kobietę. To jest wybór niezwykły, Zurga ma świadomość tragicznego przewartościowania priorytetów, którymi kierował się w życiu. Dla niego i dla Leili ważniejsze stało się to, co osobiste. Uczucia wzięły górę nad zobowiązaniami wobec społeczności czy nawet wobec Boga. Jak silna, mroczna, namiętna i determinująca jest zatem ta miłość. Konieczność dokonywania podobnych wyborów zdarza się często i w naszym świecie, tak więc na pewno „Poławiacze pereł" nie są jedynie opowiastką historyczną. Mam nadzieje, że tą inscenizacją zadamy kłam obiegowym opiniom, że Bizet skomponował ładną operę, ale nie ma w niej zbyt wielu treści.

Lubi pan pracować we wrocławskiej Hali Stulecia?

Ja przede wszystkim uwielbiam jej architekturę. Zewnątrz wygląda może tak sobie, natomiast wnętrze to perła, mnie absolutnie fascynuje.

Ale czy również inspiruje reżysera i scenografa?

Zdecydowanie tak, choć to niesłychanie trudne wnętrze, bo mamy do czynienia z niesłychanie wyrazistą architekturą. Nie jest ona neutralna, to wręcz architektoniczny kosmos, trzeba umieć się w tym świecie odnaleźć. Zaplanowane miejsce akcji widowiska to przecież jedna scenografia, a wnętrze hali to druga, widz zaś zawsze będzie oglądał obie. Nie wolno o tym zapominać, można działać na zasadzie kontrastu, albo też próbować wpisać się ze swoimi pomysłami w Halę, która do nas przemawia. W obu przypadkach działanie jest inspirujące, bo nie mamy do czynienia ze zwykłą zabudową dużej przestrzeni. Dla mnie praca w Hali Stulecia jest przyjemnością, wiąże się z wieloma miłymi przeżyciami, co nie znaczy, że działa się tu łatwo i bez problemów.

Ma pan operę, którą bardzo chciałby pokazać w Hali Stulecia?

Jest dużo utworów, które pięknie zaistniałyby w tym wnętrzu. Niekoniecznie takie, w których mnożą się wielkie, zbiorowe sceny. Z pewnością należy do nich „Don Carlos" Verdiego, ale to nie jedyny tytuł, który mnie kusi.

— rozmawiał Jacek Marczyński

Jak pan zareagował na propozycję wystawienia tego właśnie utworu Georgesa Bizeta?

Waldemar Zawodziński:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali