Rozmach Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego podziwiali wszyscy, którzy przybyli ze świata na 80. urodziny polskiego kompozytora. Przez siedem dni w Warszawie prezentowano wyłącznie jego kompozycje – od młodzieńczych miniatur sprzed 57 lat po ukończony w tym roku kwintet smyczkowy.
Była to olbrzymia dawka muzyki dla samego mistrza, który kilkakrotnie musiał wchodzić na estradę, by dziękować każdemu wykonawcy. Ale i dla publiczności, która z ogromnego programu wybierała to, co ją szczególnie interesuje, czasami zresztą przegapiając wydarzenia wyjątkowe. Do takich należało z pewnością wykonanie II Symfonii „Wigilijnej", które z orkiestrą Filharmonii Narodowej poprowadził przy niezbyt wypełnionej sali Marek Janowski. Niemiecki dyrygent należy do najlepszych w Europie interpretatorów wielkich dzieł symfonicznych. Utwór Pendereckiego odczytał poprzez pryzmat swoich fascynacji Brucknerem, Wagnerem czy Mahlerem, udowadniając, że mroczną symfonią, czasami tylko rozświetlaną motywem z kolędy „Cicha noc", Penderecki twórczo kontynuował tradycje późnego romantyzmu.
Większym zainteresowaniem cieszył się występ innego legendarnego mistrza batuty, Amerykanina Lorina Maazela. Z orkiestrą Sinfonia Varsovia odczytał IV Symfonię z taką precyzją, że dla słuchacza jej forma stała się niesłychanie klarowna, co nie zdarza się zbyt często w muzyce współczesnej. Na festiwalu utwory Krzysztofa Pendereckiego trafiały w najlepsze ręce: od wybitnie utalentowanego trzydziestolatka, Krzysztofa Urbańskiego, po rozchwytywanego w świecie Walerego Gergiewa. Pierwszy poprowadził słynny „Tren ofiarom Hiroszimy" z 1960 roku, drugi wybrał późniejsze prawie o cztery dekady, monumentalne „Credo".
Zderzenie tych dwóch utworów w sobotni wieczór pokazywało w skrócie drogę twórczą, jaką przebył kompozytor. Gwiazd było zatem wiele na 80. urodzinach Krzysztofa Pendereckiego. – Czuję się wyróżniona jego przyjaźnią – powiedziała „Rz", skrzypaczka Anne-Sophie Mutter. Za trzy tygodnie w Nowym Jorku zagram po raz pierwszy „La Folię", którą napisał dla mnie. Nic nie zastąpi momentu, gdy biorę do ręki nuty nowego utworu tak wybitnego kompozytora i wiem, że jeszcze nikt przede mną ich nie oglądał. Udział tej klasy wykonawców sprawił, że w jubileuszowych obchodach od przemówień i listów gratulacyjnych ważniejsza stała się muzyka.
Na szczęście, bo to ona decyduje o pozycji jej autora. To święto pokazało, jak różnorodna jest twórczość Krzysztofa Pendereckiego, choć wielu utworów zabrakło w programie. Niemal wszystkie funkcjonują w życiu koncertowym świata i wtedy w konfrontacji z dziełami innych twórców i epok bardziej potwierdzają swą wartość niż wtedy, gdy prezentowane są na monograficznym festiwalu.