Gdy w Teatro Real zakończyła się premiera, odczuciom dali wyraz burzliwie, krzycząc i bucząc, a nawet wznosząc okrzyk: „fuera!", kierowany zazwyczaj do osób niepożądanych. W hałasie zginęły głosy uznania, bo zgodności wśród widzów nie było.
Skrajne emocje wzbudził sposób, w jaki polski reżyser potraktował XVIII-wieczną „Alcestę" Christopha Willibalda Glucka o przełomowym znaczeniu w historii opery. ?W podręcznikach czy leksykonach pisze się o niej dużo, ale traktowana jest jak zabytek z przeszłości.
I oto Krzysztof Warlikowski sprawił, że wobec „Alcesty" nie da się przejść obojętnie. Przeniósł do współczesności tę zaczerpniętą od Eurypidesa opowieść o królowej Tesalii, która postanawia złożyć życie w ofierze, by w zamian – jak chcą bogowie – wyzdrowiał jej mąż, król Admet. W losach Alcesty dostrzegł analogię do księżnej Diany, ona też poświęciła wszystko, a jej śmierć w gruncie rzeczy wzmocniła wizerunek brytyjskiej monarchii.
Teatro Real należy do czołówki teatrów operowych Europy, jego budżet w początkach dekady sięgał 60 mln euro rocznie. O takich sumach wiele innych scen może tylko marzyć. I choć kryzys spowodował, że pieniędzy jest mniej, ranga artystyczna pozostała ta sama.
Najmłodsze dziecko menedżera
Wszystko, co dzieje się w Teatro Real, Europa śledzi z uwagą. Krzysztof Warlikowski nie jest tu zaś debiutantem, „Alcesta" to jego czwarta inscenizacja, którą mogła poznać hiszpańska publiczność. Polak trafił do Madrytu po spektaklach zrealizowanych w Paryżu czy Brukseli i z rekomendacji Gerarda Mortiera, do niedawna dyrektora Teatro Real, a obecnie jego doradcy artystycznego.