Zbigniew Namysłowski kończy 75 lat

Pół wieku temu Decca ?wydała płytę „Lola" kwartetu Zbigniewa Namysłowskiego. Artysta kończy 75 lat.

Publikacja: 06.09.2014 17:00

Zbigniew Namysłowski kończy 75 lat

Foto: Archiwum autora

„Lola" była pierwszym albumem polskiego zespołu jazzowego, jaki wydano na Zachodzie. Bardzo dobrze się sprzedawała w Wielkiej Brytanii, także w Australii i Nowej Zelandii, gdzie ukazały się lokalne, poszukiwane dziś przez kolekcjonerów edycje.

Zobacz więcej zdjęć

Polskie albumy Zbigniewa Namysłowskiego: „Winobranie" (1973) i „Kujaviak Goes Funky" (1975) weszły do trójki najważniejszych płyt w historii polskiego jazzu według ankiety krytyków ogłoszonej przez „Jazz Forum". A na płycie najważniejszej, „Astigmatic" kwintetu Krzysztofa Komedy, saksofon altowy Namysłowskiego pełni ważną rolę.

Wspaniałą klamrą dla twórczości tego muzyka był tegoroczny koncert Esperanza+ na gdańskiej Ołowiance podczas festiwalu Solidarity of Arts. Namysłowski odcisnął dłoń w Alei Gwiazd, a w finale wykonał swoją kompozycję „Kujaviak Goes Funky" z najlepszym funkowym zespołem świata, na którego czele stanął basista Marcus Miller. Na koniec dołączyła sama Esperanza Spalding, również basistka.

Zagraniczna kariera Zbigniewa Namysłowskiego zaczęła się dwa lata przed ukazaniem się „Loli". Latem 1962 roku wyjechał z zespołem The Wreckers Andrzeja Trzaskowskiego na tournée po Ameryce. Był to pierwszy polski zespół w ojczyźnie jazzu. Wcześniej grał za oceanem tylko Jan Ptaszyn Wróblewski.

Zniszczona wiolonczela

The Wreckers wystąpili m.in. na Newport Jazz Festival George'a Weina. W programie tak ich zaanonsowano: „Sunday, Evening 8 July, 8:00 p. m. – Narrator Willis Conover:

Iron Curtain Jazz – The Wreckers from Warsaw, Poland". Po nich wystąpił The Newport Jazz Festival All Stars z udziałem m.in. samego George'a Weina przy fortepianie. Na tej scenie zagrali też tego wieczoru: orkiestra Duke'a Ellingtona, kwartet Theloniousa Monka, Lambert Hendrix and Yolande Bavan i The Roland Kirk Quartet jako odkrycie roku. Bilety kosztowały od 3,20 do 5,40 dolara, co dziś trzeba by pomnożyć około 20 razy. Potem Polacy mieli jam session z muzykami orkiestry Ellingtona.

Kwintet The Wreckers założył Andrzej Trzaskowski, repertuar stanowiły hardbopowe kompozycje Milesa Davisa, Horace'a Silvera, Benny'ego Golsona i lidera. W skład zespołu wchodzili: Andrzej Trzaskowski – fortepian, Roman Dyląg – kontrabas, Adam Jędrzejowski – perkusja, Michał Urbaniak – saksofon tenorowy i Zbigniew Namysłowski – saksofon altowy.

Zaproszenie z USA było efektem kilku wizyt w naszym kraju Willisa Conovera, który polecił Polaków Weinowi. Conover był autorem audycji radiowej „Voice of America Jazz Hour", z niej muzycy „za żelazną kurtyną" dowiadywali się, co i jak grają najlepsi.

W Filharmonii Narodowej zorganizowano nawet specjalny koncert polskich muzyków, żeby Willis Conover mógł posłuchać, co potrafią. Zbigniew Namysłowski zagrał wówczas w zespole Modern Dixilanders na saksofonie. Nie był to jego pierwszy instrument. Uczył się na wiolonczeli jeszcze w liceum, ale jak mówi, po szkole powiesił ją na ścianie. Zafascynował go jazz i chwycił za puzon, a później za saksofon. Wtedy jazzu nikt nie grał na wiolonczeli, trzeba było być odważnym eksperymentatorem, ale Namysłowski umiał wykorzystać pobrane nauki. Wystąpił na drugim festiwalu jazzowym w Sopocie w 1957 roku jako właśnie wiolonczelista w Modern Combo Krzysztofa Sadowskiego, a na puzonie zagrał z zespołem All Stars.

Wiolonczelę postanowił zabrać też na koncerty do USA. Ponieważ nie pozwolono instrumentu wziąć do kabiny samolotu, trafiła do luku bagażowego. Była w miękkim futerale i przy przeładowywaniu została zniszczona, ale potem lutnik ją posklejał. W latach 70., kiedy Namysłowski występował w USA z zespołem Michała Urbaniaka, dostał propozycję wspólnego nagrania z grupą Oregon. Amerykanie dużo eksperymentowali i saksofonista grający również na wiolonczeli był dla nich interesującym współpracownikiem. Do spotkania nigdy jednak nie doszło. Natomiast skrzypek Zbigniew Seifert nagrał z Oregonem znakomity album „Violin".

Coltrane na fotografii

O zaproszeniu The Wreckers do USA zdecydowały koneksje menedżera zespołu Romana Waschki. Znał dobrze angielski, korespondował z Willisem Conoverem, który przekonał urzędników amerykańskich, że warto zaprosić zza „żelaznej kurtyny" zespół Andrzeja Trzaskowskiego. Polacy zaczęli podróż od Washington Jazz Festival, potem przez miesiąc poznawali amerykański jazz, muzyków i kluby. W Birdland usłyszeli na żywo Johna Coltrane'a, który zrobił na Namysłowskim wielkie wrażenie, szczególnie jego bluesowa kompozycja „Chasin' the Trane".

– Coltrane był wówczas moim absolutnym idolem, miałem już jego płytę „Blue Train" – zwierza się Namysłowski. Kupił wówczas nowe albumy: „A Love Supreme", „My Favorite Things" i „Live at The Village Vanguard", która rozpoczyna się od „Chasin' the Trane". Na „My Favorite Things" pierwszy raz usłyszał tak ekspresyjny i nowoczesny saksofon sopranowy, który znał wcześniej tylko z tradycyjnych nagrań Sidneya Becheta.

W Birdland polscy jazzmani byli także na koncertach Milesa Davisa, a Coltrane wystąpił też z innym znakomitym saksofonistą Erikiem Dolphym.

– Zrobiliśmy sobie zdjęcie z Johnem Coltrane'em i Benem Websterem. Było później publikowane w „Jazz Forum" – wspomina Namysłowski. – Coltrane był mrukiem, nie odzywał się do nikogo, ale od nawiązywania znajomości mieliśmy Conovera. Potrafił zagaić rozmowę z tymi, których chcieliśmy poznać.

Na festiwalu w Newport Namysłowski usłyszał drugiego tytana saksofonu Juliana „Cannonballa" Adderleya. W jednym z klubów natknęli się na saksofonistęTeda Cursona, który występował w Polsce i nawet nagrał album z Trzaskowskim. Curson zaprosił Polaków na jam session, które prowadził. Wspólne występy z Amerykanami podniosły ich grę na wyższy poziom. Wieści o tej ekspedycji rozeszły się po Europie, co skutkowało licznymi zaproszeniami do klubów i na festiwale, m.in. do Frankfurtu, Antibes, Bolonii.

Kwartet podbija Anglię

Na festiwalu Jazz Jamboree '63 Zbigniew Namysłowski wystąpił już ze swoim kwartetem i prezentując własne kompozycje. Program tak się spodobał, że posypały się oferty z zagranicy. Słynny niemiecki krytyk Joachim Ernst Berendt nazwał zespół „wielkim odkryciem". W 1964 roku Polacy pojechali na długą trasę koncertową do Wielkiej Brytanii. Już w jej trakcie angielski impresario zaproponował wytwórni Decca kwartet Namysłowskiego i firma zorganizowała mu sesję.

„Lola" ukazała się jesienią 1964 roku. Tytuł płyty wziął się od kompozycji Zbigniewa Namysłowskiego „Piękna Lola, kwiat północy". Nazwę zespołu rozbudowano do Zbigniew Namysłowski Modern Jazz Quartet, podkreślając nowoczesny charakter muzyki. Okładka została zaprojektowana w stylu płyt wydawanych wówczas przez wytwórnię Decca. Zdjęcie muzyków wykonał Nicholas Wright, który fotografował także The Rolling Stones na ich pierwszy album dla Dekki.

Zbigniew Namysłowski, pianista Włodzimierz Gulgowski, kontrabasista Tadeusz Wójcik i perkusista Czesław Bartkowski pozowali do fotografii w modnych sweterkach od Marksa & Spencera, każdy w innym kolorze. Z tyłu okładki znalazł się esej Romana Waschki o muzyce zespołu, fenomenie polskiego jazzu i zdjęcie z koncertu na Richmond Jazz Festival w sierpniu 1964 roku.

Album sprzedawał się bardzo dobrze, lecz kontrakt gwarantował wpływy przede wszystkim wytwórni i firmie publishingowej. „Lola" ponownie stała się popularna dzięki londyńskim didżejom, a pojedyncze nagrania zaczęły trafiać na rozmaite składanki. Tytułowe imię pojawiło się jeszcze na płycie serii „Polish Jazz – Zbigniew Namysłowski Quartet", a kompozycja nosiła tytuł „Lola pijąca miód".

Popularność Namysłowskiego za granicą rosła. Wziął udział w nagraniu albumu „Meine süsse europäische Heimat-Dichtung und Jazz aus Polen". W USA był gościem sesji i koncertów Michała Urbaniaka („Urbaniak", 1977) i Urszuli Dudziak („Future Talk", 1979). Tam ukazały się jego płyty „Namyslovsky" i „ Air Condition". W Skandynawii wydał album „Song of the Pterodactil" ze słynnym perkusistą Tonym Williamsem, we Włoszech „1, 2, 3, 4... ", w Niemczech – „Jasmin Lady" i koncertową płytę „Live in der Balver Höhle".

Zbigniewa Namysłowskiego pamiętają starsi fani w Europie i Ameryce, dzięki didżejom odkrywany jest przez młode pokolenie. Należy do najlepiej rozpoznawanych polskich jazzmanów za granicą.

„Lola" była pierwszym albumem polskiego zespołu jazzowego, jaki wydano na Zachodzie. Bardzo dobrze się sprzedawała w Wielkiej Brytanii, także w Australii i Nowej Zelandii, gdzie ukazały się lokalne, poszukiwane dziś przez kolekcjonerów edycje.

Zobacz więcej zdjęć

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku
Kultura
Decyzje Bartłomieja Sienkiewicza: dymisja i eurowybory
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO