Tom Waits serwuje jajka i kiełbaski

Dawna koncertowa płyta „Warm Beer and Cold Women" amerykańskiego barda ukazała się po latach w legalnej wersji.

Publikacja: 29.03.2016 18:57

Tom Waits, który swoją karierę zaczynał od koncertów w barach, a nawet w podłych budach niegodnych tej nazwy, ma w swoim dorobku wiele nagrań, które ukazały się do tej pory tylko w nielegalnych wersjach znanych bootlegami.

Każdy z artystów patrzy na takie własne nagrania niechętnym wzrokiem. Z dwóch powodów: prezentują czasami niedoskonałe wersje piosenek – w złym stanie technicznym, a zyski trafiają do muzycznych piratów. Z czasem jednak bootlegi stają się dokumentem wczesnych lat kariery bądź przełomowych wydarzeń. Wtedy artyści autoryzują to, co się im kiedyś nie podobało. Zwłaszcza wtedy, gdy nie mają w perspektywie nowych nagrań, a wytwornie domagają się ich jak najszybciej.

„Warm Beer and Cold Women" należy do najsłynniejszych bootlegów Waitsa i stanowi kompilację różnych występów z okresu albumu „Nighthawks at the Diner" z 1975 roku – trzeciego w jego oficjalnej dyskografii. Przypadł on na czas wielkiej transformacji Waitsa, który z jazzującego bluesmana o czystym – stosunkowo czystym – głosie wykreował sceniczną postać obieżyświata, kloszarda, błazna i gawędziarza z pubu.

Wzorował się na nieżyjącym już idolu końca lat 60. noszącym pseudonim Captain Beefheart. Zaczerpnął od niego chropowaty głos, który pozwalał śpiewać frazy w rodzaju, że „fortepian był pijany, nie ja".

Mniej więcej od połowy lat 70. ballady Waitsa zaludniły się tyle barwnymi, ile podejrzanymi personami, wśród których są nocne marki, pijanice, kobiety lekkich obyczajów, a także marynarze z portowej knajpy. A Waits stał się kimś w rodzaju dzisiejszych gwiazd stand-upu. Nie zdegradował swojej muzyki, lecz wspiął się na poziom najwybitniejszych bitników, podążając śladami Jacka Kerouaca i Charlesa Bukowskiego.

Tytułowa piosenka albumu nawiązuje do największego przekleństwa mężczyzn szukającego ukojenia w nocnych spelunkach, czyli ciepłego piwa i zimnych kobiet. W swoim manifeście Waits śpiewa, że nie pasuje mu takie towarzystwo i napitki też.

Najgorszą jakością charakteryzuje się nagranie „Tango Till They're Sore". Dźwięk jest podły, ale też jakość wykonania mocno rozchwianej partii fortepianu wyjątkowa i szkoda byłoby ją puścić w niepamięć. Inną perełką jest „Spare Parts", ponadośmiominutowa melodeklamacja wykonana przez Waitsa wyłącznie przy dynamicznym akompaniamencie pstrykających palców. Opowieść o włóczędze, który był największym pechowcem, ozdabiają też wykreowane ustami dźwięki przejeżdżających samochodów. Odpowiedzią słuchaczy są wybuchy śmiechu.

Wśród klasycznych hitów znalazła się melancholijna „San Diego Serenade". Z akompaniamentem gitary Waits zagrał „The Ghosts of Saturday" połączone z „The Heart of Saturday Night". W finale albumu znalazła się ballada, jakiej nie zaśpiewałby żaden artysta niemający do siebie stuprocentowego dystansu. Bo Tom Waits śpiewa o jajkach i kiełbaskach!

Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego