Włoscy kochankowie pięknie śpiewają

Łączyła ich szczególna więź. Współcześni Chopinowi wspominali, że kiedy słuchał „Normy" Belliniego, miał łzy w oczach, tak był wzruszony pięknem arii.

Publikacja: 11.08.2016 19:01

Skrzypek i dyrygent Fabio Biondi (w środku) z jego zespołem Europa Galante. Fot. Ana de Labra

Skrzypek i dyrygent Fabio Biondi (w środku) z jego zespołem Europa Galante. Fot. Ana de Labra

Foto: materiały prasowe

Poznali się w 1833 roku, kiedy to do Paryża zjechał Vincenzo Bellini, opromieniony sławą swoich oper, przede wszystkim „Normy", „Lunatyczki", ale i wcześniejszego „Pirata". Chopin nie był skory do zawierania szybkich przyjaźni, ale do tego Włocha urodzonego w Katanii na Sycylii w 1801 roku od razu poczuł sympatię. Połączyła ich pewna duchowa wspólnota, obydwaj byli wielbicielami piękna, ale i rozumu, a muzykę traktowali jak zapis stanu duszy.

O wpływie oper Belliniego na twórczość Chopina muzykolodzy pisali często, przykładów zauroczenia urokliwą belcantową kantyleną znajdziemy zresztą wiele u polskiego kompozytora, nawet w utworach tak dramatycznych jak Sonata b-moll. Chopin zresztą bardzo wspierał Belliniego podczas całego jego pobytu w Paryżu, szczerze cieszył się sukcesem kolejnej opery – „Purytanie" – w 1835 roku, po którym latem obaj wyjechali na wakacyjny wypoczynek, choć do różnych miejscowości. A niedługo potem, w sierpniu, przyszła wiadomość o nagłej śmierci Belliniego.

Twórczości tego mistrza operowego belcanta nie może więc zabraknąć na festiwalu „Chopin i jego Europa". W 2010 roku wykonano najważniejsze dzieło Belliniego – „Normę", tym razem przyszła kolej na wcześniejszą o dwa lata operę „I Capuleti e i Montecchi", zaprezentowaną po raz pierwszy w 1830 roku w Teatro La Fenice w Wenecji.

Wybór ten wydaje się oczywisty także dlatego, że mamy przecież Rok Szekspira. Co prawda dzieło Belliniego służy często za koronny dowód na to, że opera upraszcza, wręcz trywializuje szekspirowskie dramaty. Można byłoby się nawet z tym zgodzić, gdyby nie fakt, że librecista Belliniego, Felice Romani, nie korzystał z tragedii Szekspira.

Temat kochanków, którzy zażywają narkotyk powodujący złudzenie ich śmierci, jest obecny w literaturze włoskiej od drugiej połowy XV wieku. W kolejnym stuleciu i w kolejnych wersjach jego akcję przeniesiono do Werony, a bohaterom nadano imiona Romea i Julii, następni autorzy dodali ponadto postaci piastunki i Ojca Laurenta. A w 1563 roku kochankowie z Werony pojawili się w Anglii w poemacie Arthura Brooke'a, z którego potem skorzystał genialny Szekspir.

Niezwykła popularność jego tragedii sprawiła jednak, że opera Belliniego znalazła się w jej cieniu i stosunkowo rzadko pojawia się na scenach. Powód tego jest wszakże jeszcze jeden – trudności wykonawcze, jakie sprawiają „I Capuleti e i Montecchi". Kompozytor odwołał się tu do tradycji operowej, ale także uwzględnił zestaw śpiewaków, jaki miał do dyspozycji w La Fenice i dlatego partię Romea powierzył mezzosopranowemu głosowi kobiecemu.

Takie role często wykonywali kastraci, w czasach Belliniego nadal obecni na włoskich scenach, tak więc śpiewaczka, która chciałaby wcielić się w Romea, musiałaby mieć szczególne warunki wokalne: głos silny i o rozległej skali, dramatyczny, a przy tym łatwo radzący sobie w delikatnych frazach piano.

Wszyscy zresztą wykonawcy pozostałych ról, powinni dobrze znać reguły belcanta. Liczy się w nich śpiew, ale jednak taki, który w słodkich i pięknych dla ucha melodiach potrafi przekazać siłę i bogactwo różnorodnych emocji. W przeciwnym razem „I Capuleti e i Montecchi" mogą szybko znużyć słuchaczy.

Festiwalowe wykonanie (17.08) zapowiada się jednak wręcz ekscytująco. Choćby dlatego, że usłyszymy muzykę Belliniego graną na instrumentach historycznych. Ten rodzaj wykonawstwa oper belcanta w Polsce jest praktycznie niestosowany, w świecie zdarza się ostatnio coraz częściej. „I Capuleti e i Montecchi" przygotowuje dla warszawskiego festiwalu Fabio Biondi z Europa Galante oraz Chórem Opery Filharmonii Podlaskiej. On jest znakomitym skrzypkiem, ale ponad ćwierć wieku temu stworzył własny zespół specjalizujący się w muzyce baroku, który zdobył międzynarodowe uznanie. Europa Galante ma też licznych fanów w Polsce, bo trudno oprzeć się pełnym pasji i emocji, dynamicznym interpretacjom tych włoskich muzyków.

Od pewnego czasu Fabio Biondi rozszerza swe zainteresowania muzyczne i to on wraz z Europa Galante zaprezentował na festiwalu „Chopin i jego Europa" w 2010 roku „Normę". Było wówczas w niej wszystko, czego żądał Bellini: miłość i zdrada, zazdrość i gniew, wybaczenie i gotowość do największych. A jeśli czegoś nie dopowiedziała muzyka, dodali świetnie dobrani przez Fabia Biondiego śpiewacy.

Tamto wykonanie „Normy" festiwalowa publiczność przyjęła wręcz żywiołowo. Owacje trwały bardzo długo, Miejmy nadzieję, że będzie tak i tym razem, gdy wybrzmią ostatnie takty opery „I Capuleti e i Montecchi".

Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem