Silne uderzenia smyczków skontrowane latynoskim pulsem, chórki, a wreszcie kobieta i mężczyzna, powtarzający słowa z dawnego filmu z Bruce'em Lee. Rozlewny, zmysłowy, soulowy klimat, który anglofoni trafnie oddają słowem „lush", niezbyt idealnie tłumaczonym na polski jako „luksusowy", „bujny" czy „puszysty". Jest nam przyjemnie. Wydaje się, że słuchamy Curtisa Mayfielda albo że znaleźliśmy się w środku lata 1973 w Los Angeles, przypatrujemy się palmom, których liście powiewają niczym na przygaszonej, kolorowej kliszy. Po pewnym czasie soulowy nastrój przełamuje pianino – i od razu odlatuje w inne skale, inne rejony. Potem – inni muzycy, i wreszcie sam Kamasi Washington na saksofonie tenorowym, robiący z tej prostej, filmowej piosenki dziesięciominutowy, totalny huragan psycho-jazzu i post-bopu. I wreszcie szaleństwo (pozornie) uspokaja się. Wracamy do soulu, i tylko niepokoją słowa śpiewane i recytowane przez Patrice Quinn i Dwighta Trible'a: „Nie będziemy już ofiarami/ nie będziemy już prosić o sprawiedliwość/ zamiast tego dokonamy naszej zemsty". Słowa szczególnie przerażające w dzisiejszym niestabilnym świecie. A to dopiero początek. Czekają nas dwie i pół godziny z muzyką Washingtona: agresywną i szaloną na pierwszej płycie („Earth") lub psychodeliczną i oniryczną na „Heaven".

Kamasi Washington już kilkanaście lat temu uznawany był za jednego z młodych gigantów jazzu. Jednak mainstreamowy rozgłos zdobył dopiero w ostatnich latach, grając z Kendrickiem Lamarem na „To Pimp A Butterfly", a potem wydając trzypłytowy „The Epic". Przez wielu krytyków uznany został za następcę mistrzów „spirytualnego jazzu", takich jak John Coltrane czy Pharaoh Sanders. Faktycznie, uduchowione dźwięki słychać zwłaszcza na spokojniejszym „Heaven". Ale w muzyce Kamasiego słychać też doświadczenie w big-bandach (przy płycie współpracowało ponad 50 muzyków i chórzystów). O ile „The Epic" był płytą par excellence jazzową, o tyle „Heaven And Earth" wykracza poza te ramy, także dzięki cudownie miękkiemu brzmieniu. W „Song Of The Fallen" słyszymy jakby motyw z pierwszej płyty King Crimson, w hymnicznym „Will You Sing" – chór trochę soulowy, trochę klasyczny, a wszędzie psychodelicznym dźwiękom towarzyszy nerwowy swing i groove. Trudno w to uwierzyć, ale te dwie i pół godziny w ogóle nie nudzą, a co więcej, chce się włączyć płytę znów i znów. Gigant jazzu? Stwierdzenie nieprzesadne.

Kamasi Washington „Heaven & Earth" Young Turks 2018, dystr. Sonic Records, CD i Winyl 2018

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95