Rz: Czy bajkowy „Magiczny Doremik” został nazwany operą dlatego, że będzie można go oglądać w szacownym gmachu Teatru Wielkiego?
Marta Ptaszyńska: Ja zapraszam na widowisko muzyczne dla widzów od trzech do 93 lat, a i starsi widzowie są mile widziani. Opera jest czymś innym, w tej bajce nie ma arii, są natomiast piosenki, przecież bohaterem jest chłopiec Doremik, więc muzyka, jaką skomponowałam dla niego, musi być prosta. W partiach dla dorosłych postaci, takich jak zły król Paleton, mogłam sobie pozwolić na inne pomysły. Od dawna przymierzałam się do widowiska opartego na „Gelsominie w krainie kłamczuchów” Gianniego Rodariego, bo ta opowieść ma wspaniałą, zwartą akcję, wymarzoną dla teatru.
Czytała pani tę książkę swojej córce, gdy była mała?
Zgadł pan. Przed snem musiałam jej co wieczór czytać nową bajkę, wyjątkiem był „Gelsomino”, którego tak polubiła, że wracałyśmy do niego wielokrotnie. Zastanawiałam się potem, czy ten włoski pisarz miał wielu tak wiernych czytelników. Na uniwersytecie w Chicago, gdzie prowadzę zajęcia, zapytałam moich studentów, rodowitych Włochów, czy znają Rodariego. Okazało się, że oni też wychowywali się na jego bajkach. To mnie ostatecznie przekonało.
Poprzednie widowisko „Pan Marimba” napisała pani z Agnieszką Osiecką. Teraz jest również autorką libretta.