Pół wieku Grammy

W niedzielę w Los Angeles po raz 50. przyznane zostaną nagrody Grammy. Ceremonii rozdania najbardziej prestiżowych muzycznych statuetek z roku na rok przybywa krytyków, a ubywa widzów

Publikacja: 07.02.2008 23:46

Pół wieku Grammy

Foto: AP

Historia tych nagród to fascynujący przegląd karier – rejestr rekordów i niezapomnianych występów podczas gali. Ale to też gorzka historia muzyków pomijanych. Bo choć Akademia w swym credo przysięgała kierować się wyłącznie artystyczną wartością utworów, jest oskarżana o promowanie twórców przeciętnych oraz o to, że jej wiekowi członkowie nie idą z duchem czasu.

– Starsi panowie poklepują się po plecach, reklamują kolegów i chcą się podobać masowej publiczności – mówił kilka lat temu Trent Reznor, lider grupy Nine Inch Nails. Przed niedawnym koncertem w Warszawie pytałam Angie Stone, czy wybiera się na galę – nominowano ją za duet z Betty Wright. Stone jest nazywana nową Arethą Franklin, jednak dotąd Grammy nie otrzymała. – Pójdę na ceremonię ze względu na Betty – odpowiedziała mi Stone. – To jedna ze wspaniałych postaci, których Akademia nie dostrzega, bo nagrodami Grammy rządzi biznes i polityka. Nie powinnam być nominowana w tej kategorii co Rihanna, moja liga to Chaka Khan i Jill Scott.

I jeśli statuetkę otrzymam, skorzystam z okazji, by powiedzieć, co myślę.19-letnia Rihanna ma w tym roku szanse na cztery statuetki, skandalistka Amy Winehouse może otrzymać sześć, a na czele nominowanych jest raper i producent Kanye West. W 50. wyścigu najważniejsi są więc artyści młodzi i bardzo popularni, ale pamiętajmy, że Grammy przyznawane są w aż 110 kategoriach, obejmujących także muzykę klasyczną, jazz, blues, country i brzmienia alternatywne.

Rekordzistą w historii tych wyróżnień był Georg Solti – dyrygent, który przez 22 lata prowadził orkiestrę symfoniczną z Chicago. Osobiście odebrał 31 statuetek, sześć dzielił z inżynierami dźwięku, a jedną – z solistą. Nominowano go 74 razy, nagrody otrzymywał niemal rok po roku. Nie był królem jednej nocy jak Michael Jackson, który w 1984 r. ustanowił rekord – odebrał osiem statuetek za płytę „Thriller”. Po 15 latach – albumem „Supernatural” – dorównał mu Carlos Santana.

mówić Alan Parsons i Joe Satriani – dostali 13 nominacji, ale ani jednej statuetki. Gorzką pigułkę połknął też w 2001 r. najmłodszy nominowany, 12-letni Billy Gilman, ale przegrać z gigantem to żaden wstyd – statuetkę za wykonanie country zabrał wtedy Johnny Cash. W tej samej kategorii rozkwitł największy – jeśli mierzyć go ilością Grammy – kobiecy talent. Alison Krauss, 37-letnia wokalistka i kompozytorka, otrzymała dotychczas 20 statuetek. Dzięki niej Amerykanie na nowo pokochali wczesną odmianę country – bluegrass. Podczas ceremonii w 2004 r. Krauss przeskoczyła dotychczas niedoścignioną Arethę Franklin, która odebrała tego wieczoru swą 16. nagrodę. Krauss po tamtej gali miała ich już 17.

Reszta pań została w tyle – Lauryn Hill, Beyoncé, Alicia Keys i trio Dixie Chicks mają po pięć Grammy. Przypadek Dixie Chicks to dowód, jak polityka wpływa na werdykt Akademii. Tworzący ją fachowcy z branży muzycznej (około 18 tys. osób) okazali wsparcie wokalistkom country, gdy liczące się stacje radiowe w USA zbojkotowały je za krytykę prezyden-ta Busha. Ale tak wyraźne polityczne akcenty to rzadkość, znacznie częściej ujawnia się komercyjna moc Grammy. Nagrodzeni i ci, którzy występują na gali, natychmiast idą w górę w notowaniach „Billboardu” – rośnie sprzedaż ich muzyki.

Jednak ostatnio producenci telewizji CBS martwią się spadkiem oglądalności. Gala trwa prawie trzy godziny, większość telewidzów obserwuje tylko jej początek. Brakuje dynamicznego scenariusza, a na żywo coraz częściej występują gwiazdki zamiast gwiazd. Kiedyś gala prezentowała muzyków wielkiego formatu – najczęściej nagradzanego artystę solowego Steviego Wondera (jego nazwisko wygrawerowano na 22 statuetkach) albo Pata Metheny’ego, lidera jazzowej kategorii, który wraz z zespołem zgromadził 17 statuetek i przez siedem lat z rzędu pokonywał rywali w walce o tytuł najlepszego albumu.

W tym roku jedną z niewielu sław, przed którymi wypada nisko się pokłonić, będzie Aretha Franklin. Odbierze specjalną statuetkę dla Postaci Roku.

O ile polscy artyści rockowi czy jazzowi mogą tylko marzyć o znalezieniu się w gronie nominowanych do Grammy, o tyle w muzyce klasycznej powodziło się nam znacznie lepiej. Głównie jednak za sprawą pianisty Artura Rubinsteina, który w latach 1959 – 1977 zdobył dziesięć nagród, w tym również tę najcenniejszą – dla najlepszej płyty roku (za nagranie koncertów fortepianowych Beethovena, 1976).

Rubinstein, uznawany za niedościgłego interpretatora muzyki Chopina, przez amerykańską akademię bywał jednak wyróżniany za płyty z utworami Beethovena, Brahmsa, Schuberta i Czajkowskiego. W latach 1974 – 1975 nagrodą (kategoria muzyka kameralna) podzielił się ze skrzypkiem Henrykiem Szeryngiem, który już wówczas miał obywatelstwo meksykańskie. W czasie II wojny był oficerem łącznikowym gen. Sikorskiego, po 1945 r. pozostał na emigracji.

Dwukrotnie statuetkę w kategorii najlepsza kompozycja współczesna otrzymał Krzysztof Penderecki – w 1987 r. za II koncert wiolonczelowy, a w 1998 r. za II koncert skrzypcowy. Nagranie tego ostatniego utworu przyniosło mu też Grammy dla wykonawcy, gdyż Krzysztof Penderecki dyrygował orkiestrą (solistką była Anne-Sophie Mutter).

Dłuższa jest lista Polaków z nominacjami – kilkakrotnie znaleźli się na niej pianiści Krystian Zimerman i Piotr Anderszewski. Na tegoroczny werdykt czekają dyrygenci Antoni Wit i Henryk Wojnarowski – mają szansę na nagrodę w kategorii najlepsza płyta z utworem chóralnym („Siedem bram Jerozolimy” Pendereckiego). O Grammy walczą po raz trzeci. W kategorii najlepsza płyta operowa może zwyciężyć album z „Traviatą” Verdiego, w którego nagraniu wziął udział tenor Piotr Beczała.

j.m.

Historia tych nagród to fascynujący przegląd karier – rejestr rekordów i niezapomnianych występów podczas gali. Ale to też gorzka historia muzyków pomijanych. Bo choć Akademia w swym credo przysięgała kierować się wyłącznie artystyczną wartością utworów, jest oskarżana o promowanie twórców przeciętnych oraz o to, że jej wiekowi członkowie nie idą z duchem czasu.

– Starsi panowie poklepują się po plecach, reklamują kolegów i chcą się podobać masowej publiczności – mówił kilka lat temu Trent Reznor, lider grupy Nine Inch Nails. Przed niedawnym koncertem w Warszawie pytałam Angie Stone, czy wybiera się na galę – nominowano ją za duet z Betty Wright. Stone jest nazywana nową Arethą Franklin, jednak dotąd Grammy nie otrzymała. – Pójdę na ceremonię ze względu na Betty – odpowiedziała mi Stone. – To jedna ze wspaniałych postaci, których Akademia nie dostrzega, bo nagrodami Grammy rządzi biznes i polityka. Nie powinnam być nominowana w tej kategorii co Rihanna, moja liga to Chaka Khan i Jill Scott.

Pozostało 80% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla