Nagrane przez pianistę Keitha Jarretta, basistę Gary’ego Peacocka i perkusistę Jacka DeJohnette’a płyty „Standards, Vol. 1”, „Standards, Vol. 2” i „Changes” wydane zostały w latach 1983 – 1985. Wznowione teraz przez wytwórnię ECM Records brzmią jak zarejestrowane wczoraj.
Jarrett ma dziś pozycję pianisty numer jeden. Ale 25 lat temu stał na rozdrożu i wydawało się, że poświęci się wyłącznie karierze solisty. Największą sławę przyniosły mu samodzielne występy, a „The Köln Concert” stał się jazzowym bestsellerem w nakładzie miliona egzemplarzy. Jednak sam Jarrett koncertował rzadko, komponował jeszcze mniej i potrzebował grupy, z którą mógłby stale współpracować.
Pomysł na nowy zespół podsunął mu szef wytwórni ECM Manfred Eicher, to on zorganizował kilka lat wcześniej nagranie albumu „Tales of Another” Gary’ego Peacocka, właśnie z Jarrettem i DeJohnettem. W styczniowy wieczór 1983 r., na dzień przed wejściem do studia, wszyscy spotkali się na roboczej kolacji. Chodziło raczej o odnowienie znajomości niż ustalanie szczegółów. Muzycy tej klasy nie potrzebują wielu informacji, nawet nie mieli ze sobą nut. Jarrett nie zapowiadał tytułów utworów, po pierwszym akordzie fortepianu sekcja rytmiczna znajdowała odpowiednią kontynuację. Tak nagrano kilkanaście standardów, z których 11 trafiło na dwa albumy pod wspólnym tytułem „Standards”. Ponieważ z trzech dni zarezerwowanych w studiu pozostało kilka godzin, Jarrett wyciągnął własne kompozycje „Flying” i „Prism”, które trafiły na płytę „Changes”.
Po 25 latach zwraca uwagę spontaniczność muzyki. Prawie zawsze są to pierwsze wersje nagrane bez poprawek i dodatków. Tak trio Jarretta nagrywa do dziś, wierząc intuicji, na której nigdy się nie zawiodło.
Album „Standards, Vol. 1” otwiera „Meaning of the Blues”, swego rodzaju muzyczna deklaracja tria podkreślającego piękno nastrojowej melodii. Ale już w drugim utworze „All the Things You Are” Jarrett dał popis energetycznej wirtuozerii. Krzyk akordów fortepianu łączy się z charakterystycznymi pojękiwaniami muzyka, który całkowicie zatraca się w improwizacjach. Tę płytę kończy najpiękniejsza fortepianowa interpretacja „God Bless the Child”, jaką kiedykolwiek nagrano.