Mysłowice dołączyły do elitarnego grona metropolii mogącego się poszczycić pracami Wilhelma Sasnala, naszego najsłynniejszego plastyka średniego pokolenia, obecnego w Tate Modern w Londynie, paryskim Centrum Pompidou czy w Nowym Jorku. Wjeżdżających do miasta wita jego wielkoformatowy mural, który odmienił odrapaną kamienicę. To dzieło symboliczne: kikut drzewa – zniszczonego przez przemysł jak Śląsk – obumiera i wali się na ziemię. Ale jednocześnie, staje się nawozem dla nowego, zakwitającego pąkami zielonych liści.
To najważniejsza praca z prezentowanego na Off Festival cyklu "Something Must Break" ("Coś musi się rozpaść") o tytule zapożyczonym z mrocznej muzyki Joy Division. Tytule, którego dalszy ciąg łatwo dopowiedzieć – coś musi się rozpaść, by powstało nowe.
W Mysłowicach, dzięki Arturowi Rojkowi, rośnie jak na drożdżach. Rok temu Edward Dwurnik rozświetlił jedną z szarych kamienic barwnym jak tęcza muralem z uśmiechniętymi twarzami. Teraz było je widać na ulicach – to uczestnicy mysłowickiej imprezy. Nie koncentrowali się wyłącznie na muzyce, tylko przemierzali rynek i jego okolice, wyszukując multimedialnych instalacji ożywiających miejską tkankę, tam gdzie obumierała.
Opuszczone kamienice zamieniły się w tętniące życiem galerie nowej sztuki. Artur Żmijewski zaprezentował instalację "Sonet 46" Williama Szekspira z przejmującą interpretacją nieuleczalnie chorego aktora Wojciecha Królikiewicza. W każdym słowie czuć ogromny wysiłek, z jakim zmaga się on z ogarniającym go chaosem i walczy o życie.
Większość prac mysłowickiego cyklu jest taką próbą. Islandka Erla Haraldsdottir postanowiła odtworzyć miłosny dramat osoby zamieszkującej porzucone mieszkanie. Na ścianie fototapeta pustego łóżka, z którego być może przed chwilą wstała, by odejść. Na ekranie filmowy zapis jej samotności. Każdy z nas ponosi odpowiedzialność za dramat takich jak ona.