Wyzwolone dziewczyny chcą miłości

Przy Lily Allen nikt nie jest bezpieczny - dostaje się nieodpowiedzialnym rodzicom, kiepskim kochankom, nawet prezydentowi USA. Gdy pyskata 24-letnia dziewczyna śpiewa wprost, co myśli, można ją zignorować. Ale ponieważ opowiada o współczesnym świecie z sensem i poczuciem humoru, lepiej posłuchać. I niejednego się dowiedzieć

Publikacja: 23.02.2009 10:42

Lily Allen

Lily Allen

Foto: EMI

Pochodząca z Londynu Allen zadebiutowała w portalu MySpace, przyciągając uwagę tysięcy internautów, a nieco później - dziennikarzy i wytwórni. Teraz wydała drugą płytę, na której zwinnie łączy artystyczną niezależność z popową przydatnością swojej muzyki. Talentem się nie przechwala - piosenki są proste, nie buduje też wizerunku oderwanej od rzeczywistości. Jest wygadana i odważna, ale nie zbuntowana. Na nowej płycie słychać, że woli pozostać skromną indywidualistką, niż efektowną outsiderką. Z piosenek wyłania się portret przeciętnej młodej Europejki z klasy średniej: obyczajowo wyzwolonej, ale po staremu spragnionej miłości.

Zwarte, oszczędne napisane utwory przypominają błyskotliwe felietony. Co najmniej kilka nadaje się na przebój, także dzięki lekkiej formie i nawiązaniom do popu lat 80., który dziś wydaje się zabawny i niewinny. To dobra oprawa dla rozbrajająco szczerych tekstów - mocnych, podanych kawa na ławę. Gdyby towarzyszyły im poważne aranżacje, mielibyśmy młodzieńczy, i pewnie nadęty, manifest. A tak powstał pakiet bezpretensjonalnych i pełnych uroku opowiastek.

Zaczyna się od zbiorowej diagnozy w „Everyone's At It”: wszyscy wokół biorą antydepresanty, choć nikt nie mówi tego głośno. Matki zmartwione młodzieńczymi depresjami córek, kupują im Prozac, nie wiedząc, że te już od dawna biorą kokainę. Allen zna sytuację, więc nie rozpacza i nie liczy na cud. Prosi o minimum: byśmy wreszcie przyznali, że tłumimy uczucia i żyjemy na sztucznym zasilaniu.

W „22” urodzona w 1985 r. wokalistka zagląda do szklanej kuli i wyczytuje smutną przyszłość. Śpiewa o dziewczynach dobiegających trzydziestki, które będąc w jej wieku widziały przed sobą ocean możliwości. Dziś, samotne, zapracowane, balują co noc, marzą o stałym związku, ale tylko zaliczają szybki seks i zastanawiają się: „Jak się tu znalazłam?”.

O współczesnych relacjach damsko-męskich lżejszym tonem opowiada w „Not Fair” - prędkiej wyliczance zalet partnera, który - niestety - okazuje się fatalnym partnerem w łóżku. Po dowcipnych zwrotkach puenta jest zaskakująco poważna: chłopak nie zawinił brakiem umiejętności, tylko egoizmem, który właśnie w sypialni łatwo dostrzec.

Z panami, których ma dość, wyemancypowana Allen rozprawia się nowocześnie, czyli szybko. W „Never Gonna Happen” odprawia natarczywego typa, który wciąż proponuje przyjaźń, choć przespali się ze sobą tylko raz, kilka tygodni temu. Dla niej to prehistoria, więc szczera do bólu oznajmia: „Jak, na Boga, ująć to prościej? To żadna wymówka, ale nie kocham cię”.

Z „F*** You” łatwo wywnioskować, że George'a W. Busha darzyła dużo gorszymi uczuciami. Nie zwraca się do niego bezpośrednio, mówi do wszystkich, którym zarzuca sianie nienawiści i średniowieczną ciemnotę. Traktuje amerykańskiego prezydenta jak niechcianego gościa na imprezie, psującego innym zabawę. „Spier...! Twoja opinia nikogo nie interesuje. Nienawidzimy tego, co robisz i całej twojej ekipy. Więc prosimy - nie dzwoń więcej”.

Pod koniec płyty, jakby znudzona własną ironią i tupetem, wokalistka pokazuje delikatne oblicze. Zwierza się z małych marzeń: w „Who'd Have Known” i „Chinese” śpiewa o upragnionym końcu samotności, dniach spędzonych na kanapie, z chińszczyzną, telewizorem i ukochanym.

Allen to gwiazda w sam raz, bo idole stojący na postumencie wyszli już z mody. Ona jest dziewczyną z sąsiedztwa: robi użytek ze swoich zdolności, bez zadęcia i wielkich oczekiwań. Jeśli się jej słucha z takim nastawieniem, przyjemność gwarantowana.

[i]Lily Allen, „It's Not Me, It's You”, EMI, 2009[/i]

Pochodząca z Londynu Allen zadebiutowała w portalu MySpace, przyciągając uwagę tysięcy internautów, a nieco później - dziennikarzy i wytwórni. Teraz wydała drugą płytę, na której zwinnie łączy artystyczną niezależność z popową przydatnością swojej muzyki. Talentem się nie przechwala - piosenki są proste, nie buduje też wizerunku oderwanej od rzeczywistości. Jest wygadana i odważna, ale nie zbuntowana. Na nowej płycie słychać, że woli pozostać skromną indywidualistką, niż efektowną outsiderką. Z piosenek wyłania się portret przeciętnej młodej Europejki z klasy średniej: obyczajowo wyzwolonej, ale po staremu spragnionej miłości.

Pozostało 82% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"