Odejścia i powroty, czyli samotność ma swój dźwięk

Po rocznej przerwie najważniejszy polski zespół rockowy lat 90. znów jest w grze. W sklepach już można kupić reedycję słynnej „Miłości w czasach popkultury”, zaś jutro i pojutrze warszawiacy przekonają się, czy koncerty wciąż są żywiołem Myslovitz

Publikacja: 24.02.2009 12:02

Jeszcze rok temu głośno mówiło się, że drogi Artura Rojka i reszty Myslovitz rozejdą się na dobre. D

Jeszcze rok temu głośno mówiło się, że drogi Artura Rojka i reszty Myslovitz rozejdą się na dobre. Dziś wiadomo, że plotki były przedwczesne

Foto: Życie Warszawy, Seweryn Sołtys

To niby tylko pięciu chłopaków grających muzykę gitarową według dobrych brytyjskich wzorców, ale w rodzinnych Mysłowicach za zasługi postawiono im pomnik. Słynny operator Janusz Kamiński zrezygnował ze współpracy z Martinem Scorsese, bo już wcześniej miał w planach teledysk do angielskiej wersji „Długości dźwięku samotności”. – Pracuję tylko dla Spielberga i Myslovitz – stwierdził wówczas dowcipnie.

[srodtytul]Po odpoczynku[/srodtytul]

Fakty biograficzne brzmią wspaniale, tyle że od wydania ostatniej płyty „Happiness is Easy” miną niedługo trzy lata.

W 2008 r. grupa nie pracowała bynajmniej nad nowym materiałem (ten ukaże się najwcześniej w 2010 r.). Panowie spotkali się w komplecie dopiero pod koniec grudnia na koncercie w Tel Awiwie. To wynik zaplanowanego wcześniej roku przerwy.

– Jeżeli tylko ktoś ma taką możliwość, to polecam. Nie wiem, jak inne chłopaki z zespołu, ale ja bardzo przez ten rok odpocząłem

– mówi wokalista Artur Rojek. – Po dziewięciu latach intensywnego koncertowania było to bardzo potrzebne. Nasze życie artystyczne toczyło się od piątku do wtorku. Pozostawały trzy dni na wizytę w domu. To przyjemny rytm, ale w mojej głowie coraz częściej pojawiała się myśl, co by było, gdyby tych koncertów nie było. I okazało się, że byłoby świetnie – wyjaśnia.

Sam Rojek poświęcił się rodzinie, realizowaniu zobowiązań zawodowych, ale też podróżom. Jak przyznaje, dwa miesiące spędził w Seattle zauroczony zarówno położeniem miasta, jak i muzyką, którą w nim nagrano.

Twórcze fascynacje śląskiego artysty oscylują obecnie również wokół klimatów amerykańskich, jednak odmiennych niż te z Seattle, bardziej folkowych: Joni Mitchell, Bon Iver, Fleet Foxes. Być może echa tego usłyszymy na czwartej edycji Off Festival. Impreza – od początku będąca oczkiem w głowie Rojka – ma mieć w tym roku cztery dni.

[srodtytul]Utartym szlakiem[/srodtytul]

Oczekiwanie umili wydana właśnie reedycja „Miłości w czasach popkultury”, czwartego w dorobku Myslovitz albumu, który rozszedł się w imponującej, sięgającej ponad 150 tys. egzemplarzy ilości i przyniósł przeboje takie jak „Chłopcy”, „My” czy wspomniana „Długość dźwięku samotności”.

– Minęło dziesięć lat od premiery tego krążka. Warto więc go w ten sposób przypomnieć – twierdzi Leszek Gnoiński. Dziennikarz ma już na swoim koncie tak popularne książki jak „Kult Kazika”, „Raport o Acid Drinkers” i „Encyklopedię Polskiego Rocka”, na drugą połowę 2009 r. planuje zaś książkę o mysłowickiej formacji. Jej fragmenty wykorzystano we wkładce krążka, który dla autora jest czymś więcej niż skokiem na kasę.

– Na Zachodzie zespoły takie jak The Cure czy Joy Division sięgają po wydawanie reedycji swoich najlepszych albumów ze zremasterowanym dźwiękiem i dodatkową płytą pełną bonusów, kawałków w wersji demo. To właśnie pójście w tę stronę – dodaje.

Zdaniem Gnoińskiego, teraz na „Miłość w czasach popkultury” można spojrzeć bardziej obiektywnie, bez namolnie podsuwanych skojarzeń z Oasis.

– Gdy wydawca napisał, że Myslovitz to zespół nawiązujący do brit-popu, nikt nawet nie zastanawiał się, czy to aby na pewno prawda. I do dziś w pierwszych albumach Myslovitz ja bardziej słyszę klimat lat 60. Bardziej więc niż Oasis jest to Velvet Underground – mówi.

[srodtytul]Coś specjalnego[/srodtytul]

Dla Leszka Gnoińskiego ekipa Artura Rojka to nie tylko ciekawi do sportretowania rockandrollowcy, ale przede wszystkim bardzo dobra kapela koncertowa.

W Jarocinie bez problemu zburzyła mur niechęci i stereotyp balladowych, popowych gwiazd. Nic dziwnego. Prezentowane na żywo kawałki odbiegają od studyjnych wersji, a słynny, improwizowany „Mickey” od pięciu minut w 1995 r. rozrósł się do popisu czterokrotnie dłuższego.

– Gra nam się razem tak samo jak przed przerwą, tu owocuje wiele lat wspólnej pracy. Panuje fajna atmosfera. Jako że nieczęsto zdarza się nam grać dwa koncerty pod rząd w jednym klubie, warszawski występ będzie szczególny – mówi Artur Rojek. Bilety na czwartkowy występ już wyprzedano. I choć Palladium uspokaja sympatyków, przyznając, że na środowy show zostało ich jeszcze sporo, lepiej nie zwlekać.

To niby tylko pięciu chłopaków grających muzykę gitarową według dobrych brytyjskich wzorców, ale w rodzinnych Mysłowicach za zasługi postawiono im pomnik. Słynny operator Janusz Kamiński zrezygnował ze współpracy z Martinem Scorsese, bo już wcześniej miał w planach teledysk do angielskiej wersji „Długości dźwięku samotności”. – Pracuję tylko dla Spielberga i Myslovitz – stwierdził wówczas dowcipnie.

[srodtytul]Po odpoczynku[/srodtytul]

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla