Marek Walczewski nie żyje

Wybitny aktor teatralny i filmowy zmarł wczoraj w wieku 72 lat, poinformował TVN24. Od czterech lat już nie występował

Publikacja: 27.05.2009 03:34

Marek Walczewski nie żyje

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Po raz ostatni wystąpił w filmie Małgorzaty Szumowskiej „Ono”. Wcielił się w rolę chorego na Alz-heimera ojca głównej bohaterki. Zagrał samego siebie – bo z tą chorobą zmagał się od dawna.

Urodzony w Krakowie w 1937 roku, tam studiował w Wyższej Szkole Teatralnej. Karierę sceniczną rozpoczął w Teatrze Słowackiego. Już dwa lata po dyplomie Bohdan Korzeniewski obsadził go jako Don Juana w sztuce Moliera i Gustawa-Konrada w „Dziadach” Mickiewicza. Następne lata przyniosły kontrakt z Teatrem Starym (1964 – 1972), gdzie zetknął się z wielkimi reżyserskimi indywidualnościami, m.in. Konradem Swinarskim, Jerzym Jarockim, Józefem Szajną.

Po raz pierwszy zobaczyłam go na początku lat 70. Najpierw w „Szewcach” jako prokuratora Scurvy’ego, potem w „Matce”. Na te spektakle specjalnie peregrynowało się do Krakowa, także ze względu na antykomunistyczne podteksty. Już wówczas Walczewski grał odmiennie niż reszta zespołu, bardziej żywiołowo, „biologicznie” zespalając się z postacią. Wydawał się niemal stworzony do groteskowo-absurdalnych wizji Witkacego.

W 1972 roku Walczewski przeprowadził się do Warszawy. Znów błysnął czołowymi rolami we Współczesnym, Ateneum, Dramatycznym. Najdłużej, bo aż dekadę (1982 – 1992) pozostał w Teatrze Studio. Wysoki, nieco przygarbiony, o charakterystycznej fizjonomii – „od zawsze” łysy, ale fascynująco męski, o błyskotliwej inteligencji. Ulubiony aktor Jerzego Grzegorzewskiego, we współpracy z tym reżyserem stworzył wiele wspaniałych kreacji. W rolach zawsze niejednoznaczny, pokrętny moralnie, często odpychający i fascynujący zarazem, histeryczny i zimny, zakompleksiony i megalomański. Typowy człowiek końca XX wieku, miotający się między piekłem a niebem. Jak Dante w autorskim przedstawieniu Szajny.

Nie stronił od komedii. Pamiętam, kiedy jako Peachum w „Operze za trzy grosze” demonstrował różne sposoby naciągania bliźnich. To był majstersztyk!

Pamiętamy go też z ekranu: zagrał m.in. Gospodarza w „Weselu” , Eligiusza Niewiadomskiego w „Śmierci prezydenta” i naczelnika Twardyjewskiego w „Vabanku II”.

Nie miał aparycji amanta, lecz bez trudu wcielał się w postaci uwodzicieli. W spektaklu „Tamara” Macieja Wojtyszki wystąpił jako d’Annunzio, poeta-kokiet, fan Mussoliniego i dobrej kuchni. Smażył wtedy (na żywo) cukinię – jadłam, była fantastyczna. Jak wszystko, za co brał się Marek Walczewski.

Po raz ostatni wystąpił w filmie Małgorzaty Szumowskiej „Ono”. Wcielił się w rolę chorego na Alz-heimera ojca głównej bohaterki. Zagrał samego siebie – bo z tą chorobą zmagał się od dawna.

Urodzony w Krakowie w 1937 roku, tam studiował w Wyższej Szkole Teatralnej. Karierę sceniczną rozpoczął w Teatrze Słowackiego. Już dwa lata po dyplomie Bohdan Korzeniewski obsadził go jako Don Juana w sztuce Moliera i Gustawa-Konrada w „Dziadach” Mickiewicza. Następne lata przyniosły kontrakt z Teatrem Starym (1964 – 1972), gdzie zetknął się z wielkimi reżyserskimi indywidualnościami, m.in. Konradem Swinarskim, Jerzym Jarockim, Józefem Szajną.

Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem