Reklama

Różne miłości Anderszewskiego

Nowa płyta polskiego pianisty to potwierdzenie, że jego nazwisko liczy się w muzycznym świecie

Publikacja: 12.06.2009 01:31

Piotr Anderszewski

Piotr Anderszewski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

To już ósmy album Anderszewskiego wydany przez Virgin Classics/EMI, ale pierwszy nagrany na żywo. Na miejsce rejestracji wybrano Carnegie Hall w Nowym Jorku, najbardziej prestiżową salę w Ameryce i jedną z najważniejszych na świecie. Płyta z zapisem takiego recitalu jest artystyczną nobilitacją. Wielu muzyków wchodzi do Carnegie Hall niejako tylnymi drzwiami, gdyż sami opłacają koszty występu. Ci lepsi otrzymują zaproszenie, tylko nieliczni z nich nagrywają tam płyty.

Występem w grudniu 2008 r. Piotr Anderszewski nie chciał zdobyć taniego poklasku u nowojorczyków. Mógł zagrać zestaw koncertowych pewniaków, a wybrał czterech kompozytorów, w tym cykl „We mgle” Czecha Janačka, którego muzyczną oryginalność doceni wyrobiona publiczność. Jednocześnie to pierwsza tak wirtuozowska płyta Anderszewskiego. Polak pokazuje, że dobrze się czuje w różnych stylach i że potrafi grać z polotem i błyskiem, a przy tym wnikliwie wczytuje się w nuty.

Początek jest fascynujący, ale też Bach to miłość Anderszewskiego, za płytę z trzema jego partitami otrzymał kilka lat temu nominację do nagrody Grammy. Teraz utrwalił partitę oznaczoną numerem drugim. Zinterpretował ją wspaniale, polifoniczne bogactwo brzmień łączy się z prostotą melodii, klasyczna surowość z nostalgią, a momentami fortepian brzmi jak wielka orkiestra.

Po Bachu artysta przeszedł do późniejszej o sto lat muzyki Schumanna, którą stosunkowo niedawno włączył do repertuaru. „Karnawał wiedeński” zagrał z romantycznym rozmachem wymagającym zmiennej dynamiki, a cały utwór obdarzył metafizycznym niepokojem. „We mgle” Janačka wprowadza zupełnie inne klimaty. To utwór o zmiennych nastrojach, rygor formy ustępuje żywiołowi emocji. Ten rodzaj muzycznych impresji, od których nie stronili inni kompozytorzy z początków XX w., bardzo odpowiada pianiście. Na finał zagrał zaś jedną z sonat z op. 31 Beethovena. Została ukończona w 1802 r., ale w jego interpretacji stała się dziełem dojrzałego romantyzmu.

Dobry recital nie może się obejść bez bisu. Po burzliwych brawach Anderszewski wykonał więc trzy węgierskie piosenki ludowe Bartoka. Taki wybór świadczy o oryginalności Polaka. Większość artystów żegna się z publicznością klasycznymi hitami lub popularnymi transkrypcjami, on woli pozostawić słuchacza w świecie wyrafinowanej muzyki.

Reklama
Reklama

Tej płyty trzeba słuchać uważnie. Kto tak uczyni, nie będzie żałował.

[i]Piotr Anderszewski, At Carnegie Hall, Virgin Classics 2009[/i]

To już ósmy album Anderszewskiego wydany przez Virgin Classics/EMI, ale pierwszy nagrany na żywo. Na miejsce rejestracji wybrano Carnegie Hall w Nowym Jorku, najbardziej prestiżową salę w Ameryce i jedną z najważniejszych na świecie. Płyta z zapisem takiego recitalu jest artystyczną nobilitacją. Wielu muzyków wchodzi do Carnegie Hall niejako tylnymi drzwiami, gdyż sami opłacają koszty występu. Ci lepsi otrzymują zaproszenie, tylko nieliczni z nich nagrywają tam płyty.

Występem w grudniu 2008 r. Piotr Anderszewski nie chciał zdobyć taniego poklasku u nowojorczyków. Mógł zagrać zestaw koncertowych pewniaków, a wybrał czterech kompozytorów, w tym cykl „We mgle” Czecha Janačka, którego muzyczną oryginalność doceni wyrobiona publiczność. Jednocześnie to pierwsza tak wirtuozowska płyta Anderszewskiego. Polak pokazuje, że dobrze się czuje w różnych stylach i że potrafi grać z polotem i błyskiem, a przy tym wnikliwie wczytuje się w nuty.

Reklama
Kultura
Tajemniczy Pietras oszukał nowojorską Metropolitan na 15 mln dolarów
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Patronat Rzeczpospolitej
„Biały Kruk” – trwa nabór do konkursu dla dziennikarzy mediów lokalnych
Kultura
Unikatowa kolekcja oraz sposoby jej widzenia
Patronat Rzeczpospolitej
Trwa nabór do konkursu Dobry Wzór 2025
Reklama
Reklama