O takim hołdzie złożonym największemu z jazzmanów mogliby marzyć miłośnicy Milesa Davisa na całym świecie. Ale to w Warszawie oklaskiwaliśmy wczoraj trzy wielkie zespoły utworzone przez jego niegdysiejszych muzyków.
[b][link=http://http://blog.rp.pl/marekdusza/2009/11/06/trzy-wcielenia-idei-milesa-davisa/]Skomentuj na blogu [/link][/b]
Najpierw niezwykle wyrafinowaną, intelektualną muzykę pełną zaskakujących zwrotów w improwizacjach zagrał kwartet Shortera złożony z samych gwiazd. Przy fortepianie usiadł Danilo Perez, za kontrabas chwycił John Patitucci, a na perkusji zagrał Brian Blade. Pierwszy utwór trwał bodaj czterdzieści minut i złożony był z kilku tematów. Fenomen kwartetu Shortera polega na tym, że wybitni artyści potrafią tak zgrać swoje solówki, przenikać się w improwizacjach, jakby były rozpisane wcześniej bardzo precyzyjnie.
Już po koncercie Wayne Shorter powiedział mi jednak, że oni nawet nie rozmawiają o muzyce, ani o tym, jakie kompozycje będą grać. Występują ze sobą tak długo, że rozumieją się w lot. Był wszakże moment, kiedy Perez niespodziewanie zagrał sekwencję ekspresyjnych akordów i rozwinął je w małą etiudę. Lider, który cały czas stał odwrócony do niego tyłem, przyjrzał mu się wówczas uważnie. Kiedy spodobała mu się ta eskapada pianisty, po cichu zaproponował stojącemu obok Patitucciemu zamianę instrumentów, a ten z trudem stłumił śmiech. Gdy Shorter opowiadał mi to już w garderobie, spytałem, czy kiedykolwiek grał na kontrabasie. Odpowiedział: — Nie, ale w tym momencie chciałem spróbować, bo miałem pomysł na rytm. — Wiedziałem, że żartuje — skwitował tę uwagę Patitucci. Chwilę potem do garderoby Shortera wszedł Marcus Miller i jak dobrzy znajomi ucięli sobie pogawędkę. Przedstawił też Shorterowi swojego trębacza Christiana Scotta.
To spotkanie musiało dobrze podziałać na zespół Millera, bo dał porywający koncert, który niektórych poderwał do kołysania się w takt muzyki. W programie znalazły się kompozycje Marcusa i Milesa Davisa z albumu „Tutu”. Aranżacje były podobne do tych znanych z płyty lecz o wiele energiczniej wykonane. Christian Scott grający na trąbce z tłumikiem jako żywo przypominał Davisa. Nawet wyginał ciało do tyłu w charakterystyczny dla mistrza sposób.