Trzy wcielenia idei Milesa Davisa

Kwartet gwiazd saksofonisty Wayne’a Shortera, basisty Marcusa Millera i jubileuszowy zespół perkusisty Jimmy’ego Cobba „Kind of Blue @50” dali na warszawskim Torwarze jazzowy koncert roku

Aktualizacja: 06.11.2009 09:30 Publikacja: 05.11.2009 16:50

Koncert Tribute to Miles Davis

Koncert Tribute to Miles Davis

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

O takim hołdzie złożonym największemu z jazzmanów mogliby marzyć miłośnicy Milesa Davisa na całym świecie. Ale to w Warszawie oklaskiwaliśmy wczoraj trzy wielkie zespoły utworzone przez jego niegdysiejszych muzyków.

[b][link=http://http://blog.rp.pl/marekdusza/2009/11/06/trzy-wcielenia-idei-milesa-davisa/]Skomentuj na blogu [/link][/b]

Najpierw niezwykle wyrafinowaną, intelektualną muzykę pełną zaskakujących zwrotów w improwizacjach zagrał kwartet Shortera złożony z samych gwiazd. Przy fortepianie usiadł Danilo Perez, za kontrabas chwycił John Patitucci, a na perkusji zagrał Brian Blade. Pierwszy utwór trwał bodaj czterdzieści minut i złożony był z kilku tematów. Fenomen kwartetu Shortera polega na tym, że wybitni artyści potrafią tak zgrać swoje solówki, przenikać się w improwizacjach, jakby były rozpisane wcześniej bardzo precyzyjnie.

Już po koncercie Wayne Shorter powiedział mi jednak, że oni nawet nie rozmawiają o muzyce, ani o tym, jakie kompozycje będą grać. Występują ze sobą tak długo, że rozumieją się w lot. Był wszakże moment, kiedy Perez niespodziewanie zagrał sekwencję ekspresyjnych akordów i rozwinął je w małą etiudę. Lider, który cały czas stał odwrócony do niego tyłem, przyjrzał mu się wówczas uważnie. Kiedy spodobała mu się ta eskapada pianisty, po cichu zaproponował stojącemu obok Patitucciemu zamianę instrumentów, a ten z trudem stłumił śmiech. Gdy Shorter opowiadał mi to już w garderobie, spytałem, czy kiedykolwiek grał na kontrabasie. Odpowiedział: — Nie, ale w tym momencie chciałem spróbować, bo miałem pomysł na rytm. — Wiedziałem, że żartuje — skwitował tę uwagę Patitucci. Chwilę potem do garderoby Shortera wszedł Marcus Miller i jak dobrzy znajomi ucięli sobie pogawędkę. Przedstawił też Shorterowi swojego trębacza Christiana Scotta.

To spotkanie musiało dobrze podziałać na zespół Millera, bo dał porywający koncert, który niektórych poderwał do kołysania się w takt muzyki. W programie znalazły się kompozycje Marcusa i Milesa Davisa z albumu „Tutu”. Aranżacje były podobne do tych znanych z płyty lecz o wiele energiczniej wykonane. Christian Scott grający na trąbce z tłumikiem jako żywo przypominał Davisa. Nawet wyginał ciało do tyłu w charakterystyczny dla mistrza sposób.

Koncert rozpoczął się od przebojowych tematów „Thomas” i „Backyard Ritual”, ale właściwie każdy następny można było podśpiewywać, w tym finałowy „Tutu”. Była też chwila zadumy w nostalgicznej kompozycji „Portia”. Miller perfekcyjnie zrealizował ideę Milesa grania muzyki łatwo trafiającej do ludzi. Wie doskonale, jak zbudować show. Tak jak kiedyś Davis podchodził do muzyków, zachęcał spojrzeniem do ciekawszych solówek, w kulminacyjnych momentach stawał ramię w ramię z trębaczem i saksofonistą, by grać ekscytujące unisona.

Falę wspomnień wywołał zespół kierowany przez ostatniego żyjącego uczestnika sesji „Kind of Blue” Jimmy’ego Cobba. Elegancko ubrani gentelmani z cenionym trębaczem Wallace’em Roneyem, parą świetnych saksofonistów: Javonem Jacksonem i Vincentem Herringiem, fenomenalnym kontrabasistą Busterem Williamsem i pianistą Larrym Willisem zagrali utwór po utworze z jazzowego albumu wszech czasów, tak jak opublikowano je w pierwszym wydaniu.

Już pierwsze akordy „So What” musiały wlać miłośnikom jazzu miód w serca. Zespół Cobba nie zamierzał odegrać tamtych nagrań nuta po nucie, ale zachował kolejność solówek. Zachwycający ton saksofonu tenorowego zaprezentował Jackson, a Willis miał charakterystyczną powściągliwość. Najuważniej słuchałem Roneya, który potraktował muzykę Davisa po swojemu, nowocześniej z harmoniami bliższymi współczesnemu jazzowi.

Rozmarzony temat „Flamenco Sketches” poprzedził słynny i łatwo rozpoznawalny „All Blues”. Na płytach kompaktowych „Kind of Blue” jest już inna kolejność tych utworów.

Koncert zakończył się przed północą, a chyba wszyscy wychodzili w przeświadczeniu, że to jeden z najlepszych wieczorów, jaki kiedykolwiek spędzili z jazzem. Najlepszą pointą wieczoru były słowa Shortera, którymi podsumował naszą krótką rozmowę: „Miles nauczył mnie, że muzyka, to nie sposób na zarabianie pieniędzy, ale opowieść o życiu”. Życiu tak różnorodnym, jak muzyka tych trzech zespołów.

Zaproszenie ich na jeden wieczór to pomysł i zasługa Mariusza Adamiaka. Kiedy zobaczył w ofertach agencji koncertowych, że podróżują po Europie w tym samym czasie, zaprosił ich do Warszawy. Sala Torwaru była niemal wypełniona, co tu na jazzowym koncercie zdarzyło się bodaj po raz pierwszy.

Jesienny jazzowy szczyt potrwa w Warszawie do przyszłego tygodnia. W piątek w Sali Kongresowej zaśpiewa Diana Krall, a we wtorek w Teatrze Wielkim zagra Chris Botti.

O takim hołdzie złożonym największemu z jazzmanów mogliby marzyć miłośnicy Milesa Davisa na całym świecie. Ale to w Warszawie oklaskiwaliśmy wczoraj trzy wielkie zespoły utworzone przez jego niegdysiejszych muzyków.

[b][link=http://http://blog.rp.pl/marekdusza/2009/11/06/trzy-wcielenia-idei-milesa-davisa/]Skomentuj na blogu [/link][/b]

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"