Blaszany dach hali rozgrzał się tak, że w środku nie było czym oddychać. A mimo to tłum bodaj dziesięciotysięczny, bo nikt dokładnie nie wie ile publiczności może się tu wcisnąć, wytrzymał ponad godzinę słuchając piosenek z jej najnowszego albumu i tych najstarszych, które były najgłośniej oklaskiwane.
[wyimek][link=http://blog.rp.pl/marekdusza/2010/07/10/nie-tylko-slawy-jazzu-przyplynely-do-holandii/]Czytaj i komentuj na blogu[/link][/wyimek]
Norah Jones przyjechała na North Sea po raz pierwszy. - Wiem, że to jest jazzowy festiwal, ale pamiętajcie, że pochodzę z Teksasu - usprawiedliwiła się artystka śpiewająca repertuar z pogranicza popu, jazzu, folku i country. Ten koncert jeszcze raz pokazał, że jej muzyka nie pasuje do dużych sal czy amfiteatrów jak Opera Leśna w Sopocie, gdzie ją gościliśmy. Jej nastrojowe piosenki i delikatny głos straciły urok również z powodu słabego nagłośnienia. Ledwo było słychać akompaniujący jej zespół.
Norah Jones śpiewała to przy pianinie, na którym stała stylowa, czerwona lampa, to wzięła w ręce gitarę elektryczną, by wreszcie stanąć przy elektronicznych klawiaturach. Ubrana w fioletową sukienkę mini, w nowej, krótkiej fryzurze przyciągała wzrok publiczności obserwującej z daleka wielkie monitory. To na nich w niedzielę wyświetlany będzie finał mistrzostw świata w piłce nożnej, mecz Holandia - Hiszpania. W tym celu organizatorzy zmienili program koncertów w największej sali centrum targowego Ahoy, gdzie odbywa się festiwal. Stevie Wonder zaśpiewa godzinę później.
Przed Norah Jones występowała Pat Metheny Group z niemal tym samym programem, co w Warszawie, tylko krótszym, bo ze względu na liczbę koncertów, pięć w jeden wieczór na jednej scenie, sety nie mogą być dłuższe niż 75 minut. Bisy należą tu do rzadkości.