Tym razem swe unikalne umiejętności zaprezentują w niedzielę na podwórku ul. Inżynierskiej.
Artyści znani są na całym świecie, wykraczając poza krąg fanów world music. Również dlatego, że współpracowali z ludźmi kształtującymi współczesną muzykę – Frankiem Zappą i Ryem Cooderem. Za najnowszą płytą Azjatów pt. „Eternal” stoi dla odmiany Carmen Rizzo, znana z kooperacji z Alanis Morisette, Coldplay, Paulem Oakenfoldem. Krążek odbija się w międzynarodowej prasie szerokim echem.
Głównym powodem, dla którego trzeba zobaczyć Huun Huur Tu, nie są jednak koneksje, lecz biegłość, z jaką jego członkowie śpiewają gardłowo. To jakby zamknąć rój szerszeni w metalowym naczyniu, ale do tego słyszymy równolegle wokal wysoki! Publiczność ma wrażenie uczestniczenia w szwindlu. No bo jak to niby możliwe – paru facetów i tyle dźwięków? A jednak.
Xöömei ćwiczone jest w regionie od niepamiętnych czasów. Co więcej, stało się jego wizytówką, zrzucając na dalszy plan barwne, pożądane przez filatelistów kolekcje znaczków. Nawet surowe krajobrazy, na jakich tle tak chętnie fotografuje się Władimir Putin, nie zafascynowały ludzi do tego stopnia co alikwotyczny śpiew.
Przyciągać może również szansa usłyszenia wielu ciekawych instrumentów od grzechotek z kości owiec i byczych jąder, przez bęben ramowy, po proste lutnie i dwustrunowe skrzypce. Muzycy nie ograniczają się bynajmniej do rdzennych brzmień, wiedząc, że tradycja nieewoluująca skazana jest na wymarcie. Taka postawa owocuje pasjonującym, przystającym do naszych czasów, wciąż egzotycznym widowiskiem. Wolny, hipnotyczny puls przypomni o niewyjaśnianych racjonalnie umiejętnościach stepowych szamanów.