Tak. Zawsze jej powtarzam: „Wyrosłaś w zamożnej rodzinie, masz dobre życie. Ale doceń to, co od losu dostałaś. I nie myśl, że tak mają wszyscy". Chcę, żeby była człowiekiem wrażliwym i potrafiła się zdobyć na empatię.
Dziś obrazy wojen i tragedii atakują człowieka z każdego dziennika telewizyjnego.
Telewizja i Internet fałszują obraz świata. One w gruncie rzeczy dają złudne poczucie bezpieczeństwa. Bo to, co złe, jest za ekranem. A człowiek musi poczuć niebezpieczeństwo, żeby zrozumiał, ile ma szczęścia, że urodził się po bezpiecznej stronie świata.
W 2009 r. zagrał pan w filmie Claire Denis „White Material". Wziął pan córkę na zdjęcia do Afryki?
Tak. Eleonor odwiedziła mnie w Kamerunie. To było dla niej duże przeżycie. Dla mnie zresztą też. Trafiłem do miejsca, w którym byłem 25 lat temu, na prowincję, z dala od dużych miast. I odkryłem, że nic się tam nie zmieniło. Owszem, po ulicach jeździ trochę więcej samochodów, ludzie rozmawiają przez komórki, ale poza tym zobaczyłem te same rozgrzebane budowy dróg i domów, tę samą biedę. Warunki życia przeciętnego Afrykanina nie polepszyły się. Ja mieszkałem w hotelu, w którym była woda i elektryczność. Ale większość tubylców jest pozbawiona tych podstawowych rzeczy, bez których my nie wyobrażamy sobie bytowania.
„White Material" to kolejny bardzo ambitny film w pana karierze. Przyzwyczailiśmy się do tego, że lubi pan repertuar rozrywkowy. Zawsze chwalił pan sobie występy w „Greystoke. Legendzie Tarzana władcy małp", „Mortal Kombat" czy w „Nieśmiertelnym". Kiedyś nawet powiedział pan, że rozterki zostawia Robertowi De Niro, a sam będzie kręcił filmy akcji. Tymczasem coraz częściej występuje pan w trudnych i niejednoznacznych dramatach.