Kolorowa prasa i plotkarskie fora w Internecie od wielu miesięcy nie przestają się ekscytować związkiem polskiej aktorki i hollywoodzkiego bożyszcza pań – Colina Farrella. Love story zaczęło się – jakżeby inaczej – na planie filmu „Ondine" (2009) Neila Jordana. Bachleda-Curuś zagrała tajemniczą kobietę, którą w swojej sieci znajduje przystojny irlandzki rybak – Farrell. Tyle scenariusz... Życie dopisało swój epilog.
Media, zwłaszcza polskie, śledziły każdy krok kochanków, w Internecie wrzało od komentarzy: przyjaznych, ale i tych złośliwych, żeby nie powiedzieć zawistnych. Na przekór zazdrośnikom romans trwał i w październiku 2009 roku na świat przyszedł Henry Tadeusz, syn Farrella i Bachledy-Curuś. Chrzciny odbyły się w Krakowie, ale w hollywoodzkim stylu: z paparazzimi czatującymi na fotkę dnia i gwiazdami, które usiłują umknąć fotoreporterom. Aktorka, bardzo dyskretna, gdy chodzi o życie prywatne, w jednym z wywiadów powiedziała tylko, że Farrell jest świetnym ojcem.
Pod koniec ubiegłego roku pojawiły się plotki o rozstaniu. W styczniu potwierdziła je Bachleda-Curuś. Ale temat w brukowcach wciąż jest gorący: ostatnio na pierwsze strony trafiły doniesienia, że skruszony Farrell znów zabiega o względy Polki.
W całym tym zamieszaniu prawie nie przebijały się wiadomości o najnowszych poczynaniach zawodowych Alicji, a twarz aktorki zbyt jednoznacznie zaczyna się kojarzyć z reklamami szamponów. Byłoby naprawdę szkoda – bo uroda z całą pewnością nie jest jedynym atutem Bachledy-Curuś.