Poniedziałek, 16 maja, godzina 11:00. Kościół na Długiej, paulini, jedno z centrów neokatechumenatu, kościół, gdzie tyle się zdarzyło, gdy Stopa w depresji, po utracie dziecka i tragicznej śmierci żony, nagle doznał cudownego pocieszenia i fale łaski – jak sam świadczył później po wielokroć – zlewały się na niego z ołtarza, niosąc radość Chrystusa Eucharystycznego.
Stopa Żyżelewicz, perkusista zaangażowany w kultowe, najważniejsze projekty polskiego punka, ciężkiego grania, chrześcijańskiego rocka. I jeden z „radykalnych": rockmanów gwałtownie nawróconych i wstępujących na Drogę Neokatechumenalną.
Jak powie we wspomnieniu o Stopie Grzegorz Górny – Piotr niczym wierny Hiob próbowany cierpieniem, doznał wielkiej łaski od Pana: na nowo zbudował dom, pojął za żonę Kasię, został pobłogosławiony trójką dzieci.
A jednak Pan upomniał się o niego i wieku 46 lat powołał do siebie. Rozległy wylew, długie dni i noce walki o powrót do życia, modlitwy, czuwania przy łóżku... Bez skutku.
Kilkaset osób zgromadzonych u paulinów. Dwudziestu pięciu księży celebrujących mszę. I świadomość, że ta śmierć musi coś znaczyć. Trumna z ciałem Piotra. Na niej wielka gałąź palmy, jaką niedawno, w Niedzielę Męki Pańskiej otrzymał od kardynała Nycza, gdy publicznie wyznał wiarę, pałeczki perkusyjne i rysunek najmłodszej córki Anielki, jak tata gra na bębnach.