22-letnia Angielka to popowa sensacja roku. Jej album "21" od kilkunastu miesięcy trzyma się wysoko na światowych listach. Gigantyczny sukces Adele za oceanem to kolejny po karierach Leony Lewis czy Amy Winehouse dowód, że początek XXI w. w popie upływa pod znakiem kobiet, a Brytyjki dotrzymują kroku amerykańskim tygrysicom, takim jak: Rihanna, Lady Gaga czy Beyoncé.
Adele jest liderką. Ma szansę na sześć statuetek, w tym trzy z tzw. złotej czwórki: dla albumu roku za płytę "21", dla nagrania roku i piosenki roku za "Rolling in the Deep" (pierwsza nagroda jest dla wykonawcy, druga – dla autora utworu). Nagrodę w czwartej, najważniejszej, kategorii – najlepszego nowego artysty – otrzymała przed rokiem. Może więc powtórzyć osiągnięcie Amy, która w 2008 r. dzięki "Rehab" i "Back to Black" zgarnęła koronę Grammy. Adele otrzymała też nominacje za teledysk i solowe wykonanie pop.
Jej największym konkurentem będzie Bruno Mars, amerykański wokalista, również śpiewający pop inspirowany soulem i stylizujący się na młodego Michaela Jacksona. Jego "Grenade" był jednym z najpopularniejszych singli roku w wielu krajach.
W wyścigu po Grammy za najlepszy album nominowani są też: Lady Gaga ("Born This Way"), Rihanna ("Loud") i Foo Fighters. Grupa Dave'a Grohla ma szansę na sześć pozłacanych gramofonów (m.in. za album rockowy i piosenkę rockową) i jako jedyna reprezentuje muzykę gitarową w czołówce kandydatów do Grammy.
Najwięcej nominacji – siedem – otrzymał raper i producent Kanye West, ale jego album "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" został dostrzeżony przede wszystkim w kategoriach hiphopowych. West będzie konkurował sam ze sobą o tytuł albumu roku, bo zdobył też nominację za nagrany z Jayem-Z krążek "Watch the Throne".