Reklama

Występ Beyoncé na DVD Live at Roseland

Gdy po 40 minutach paplaniny Beyoncé zaczyna śpiewać, wrażenie jest takie, jakby rozstąpiło się niebo – pisze Paulina Wilk

Publikacja: 28.12.2011 05:38

Beyoncé Knowles; Live at Roseland; DVD; Sony Music, 2011

Beyoncé Knowles; Live at Roseland; DVD; Sony Music, 2011

Foto: sony music

"Live at Roseland" to wydany na DVD

Reklama
Reklama

sierpniowy występ Beyoncé w sali koncertowej w Nowym Jorku. Na razie musi zastąpić spotkanie na żywo, bo 29-letnia wokalistka jest w ciąży i nie pojedzie w trasę promującą ostatni album "4". W Roseland Ballroom zaśpiewała nowe piosenki, ale testowała też cierpliwość widzów. Zaczęła od wspomnień. Pierwszy akt był podróżą przez dokonania dziewczyny, która od piątego roku życia wiedziała, że chce być na scenie, i pędziła ku niej jak burza.

Zobacz na Empik.rp.pl

Dziś jest laureatką 16 Grammy, należy do elitarnego grona tych, którzy sprzedali 100 mln płyt, ale co ważniejsze – jest wokalistką, o której wszyscy, od Prince'a po Barbrę Streisand, mówią z uznaniem. Beyoncé na scenie rozpędza rockandrollowe turbiny, a w nagraniach i klipach – produkcję marzeń.

Gdy w Roseland, klęcząc na białym fortepianie, śpiewała balladę "1+1", była wcieleniem zmysłowości. W "Girls (We Run This)" scena trzęsie się od mocnych basów i haseł: "Dziewczyny, rządzimy matką Ziemią!". Kolejny emancypacyjny hymn w dorobku Beyoncé dodaje skrzydeł kobietom z różnych grup wiekowych i społecznych. Sądzę, że Michelle Obama zagrzewa się tą piosenką do walki o drugą prezydenturę męża.

Reklama
Reklama

Szkoda, że w Roseland tak długo nabierała tempa. Między anegdotami o przełomowych punktach kariery w żeńskim trio Destiny's Child, kolejnych przebojach i rolach filmowych, serwowała jedynie okruchy najlepszych utworów. Rzucała przynętę, podnosząc temperaturę w sali. Spotkanie z Beyoncé to transakcja wiązana: kto chce dostać muzykę, musi wysłuchać pogadanki.

Jej wspomnienia przeplatały się z prywatnymi nagraniami filmowymi, na których gwiazda prezentuje się nie w brokatach i cekinach, ale w dresie. "Jestem prawdziwa" – przypomina popowa idolka. To przejaw staromodnego przekonania, że tylko iluzja autentyczności zapewnia karierę na dziesięciolecia.

Beyoncé nie chce być hologramową zjawą, która – jak młodziutkie gwiazdy – wskoczyła na scenę znikąd. I słusznie, bo talentem i pracowitością bije je na głowę.

Gorzej, że się powtarza. Odkąd jest na szczycie, żongluje tymi samymi elementami: seksapilem, feminizmem, nowoczesnym r&b. I zaczyna przypominać zakładniczkę własnej bajki z happy endem.

Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Kultura
Pierwsza artystka z niepełnosprawnością intelektualną z Nagrodą Turnera
Kultura
Karnawał wielokulturowości, który zapoczątkował odwilż w Polsce i na świecie
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama